Do republikańskiej nominacji, mimo sromotnej porażki w Utah, zbliżył się miliarder Donald Trump. Trump wygrał prawybory w Arizonie, zdobywając 47 proc. głosów., przy 25 proc. Teda Cruza i 10 proc. Johna Kasicha. Ponieważ były to prawybory typu "zwycięzca bierze wszystko", to pełną pulę 55 delegatów z Arizony zgarnął Trump. I właśnie dlatego Trump jeszcze bardziej zbliżył się do prezydenckiej nominacji. Brakuje mu już tylko 500 delegatów (ma ich już 738). Nie da się jednak całkowicie przejść do porządku dziennego nad znakomitym wynikiem Teda Cruza, którego w Utah poparło 69 proc. wyborców, przy ledwie 14 proc. Trumpa. Cruz zazwyczaj świetnie wypada w stanach bardzo religijnych, a w Utah dominują mormoni. Ponadto Cruz, po rezygnacji Marco Rubio, zbiera głosy wyborców przeciwnych Trumpowi. Senatora z Teksasu poparł właśnie Jeb Bush, który wycofał się już z prezydenckiego wyścigu. Bush określił Cruza mianem "solidnego, pryncypialnego konserwatysty, który udowodnił, że trafia do wyborców i potrafi wygrywać w prawyborach". To pierwszy sygnał, że republikańskich etablishment jest gotów postawić na Cruza przeciwko Trumpowi. Po stronie Demokratów udany wieczór zaliczył Bernie Sanders. 74-letni senator z Vermont rozgromił Hillary Clinton w Utah (80 proc. do 20 proc.) i w Idaho (78 proc. do 21 proc.), natomiast była sekretarz stanu wygrała z Sandersem w Arizonie (58 proc. do 40 proc.). Zwycięstwa Sandersa w Utah i Idaho były spodziewane, jednak ich rozmiar zaskoczył obserwatorów. Ponadto ogłoszono wyniki głosowania Demokratów za granicą: 69 proc. dla Sandersa, 31 proc. dla Clinton. Hillary Clinton utrzymuje jednak przewagę ok. 300 delegatów nad Berniem Sandersem. (mim)