- Na świecie nie ma konfliktu, który byłby trudniejszy do rozwiązania - oświadczył prezydent Bill Clinton przed rozpoczęciem szczytu. Jego zdaniem "spór izraelsko-palestyński dotyka wszelkich problemów obecnych na Bliskim Wschodzie." Clinton kolejny raz powtórzył jednak, że "z rozwiązywaniem tych problemów nie można już dłużej czekać". Clinton wyraźnie wierzy w swą polityczną szczęśliwą gwiazdę i umiejętność perswazji. Zapowiada, że nie zostawi dwóch przywódców zwaśnionych narodów samym sobie i będzie starał się im pomóc. Twierdzi, że Barak i Arafat mają wizję przyszłości, wiedzę, doświadczenie i umiejętności, które pozwolą im nie tylko osiągnąć porozumienie, ale zdobyć potem dla niego poparcie swoich narodów. Jego zdaniem kłopoty Baraka w Knesecie nie mają decydującego znaczenia, skoro większość mieszkańców Izraela popiera działania na rzecz pokoju. Szczyt w Camp David nie ma żadnego wyznaczonego terminu zakończenia. Clinton jednak jeszcze w ubiegłym tygodniu liczył na przełom w ciągu kilku dni. 19. lipca wybiera się do Japonii na szczyt grupy G-8. Czas pokaże, co uda mu się osiągnąć przed wizytą w Tokio. Posłuchaj relacji waszyngtońskiego korespondenta sieci RMF FM Grzegorza Jasińskiego. Przypomnijmy: wczoraj w izraelskim Knesecie upadł wniosek o wotum nieufności dla szefa rządu Baraka. Za pozbawieniem go urzędu głosowało 54 deputowanych, przeciw było 52. Do odwołania premiera potrzebna była bezwzględna więkoszość, czyli 61 głosów. Barak ponownie oświadczył, że postara się wynegocjować układ pokojowy, który znajdzie uznanie w oczach większości Izraelczyków. Premier Izraela nie musiał odwoływać udziału w szczycie w Camp David, ale z Jerozolimy na lotnisko poleciał śmigłowcem, żeby ominąć pikiety protestacyjne na drogach.