Prezydent USA George W.Bush i premier Izraela Ariel Szaron nie zgodzili się w najistotniejszych sprawach pokoju na Bliskim Wschodzie. Rozmowa obu polityków w Owalnym Gabinecie była drugim już spotkaniem Busha i Szarona w ostatnim półroczu. Jak komentuje agencja Associated Press, mimo wzajemnego komplementowania się polityków, po raz kolejny ujawniło ono brak zgody obu przywódców w podstawowych kwestiach izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego. Z drugiej jednak strony pokazało, że nowa administracja amerykańska, nie tak dawno oskarżana o zaniedbywanie spraw bliskowschodnich, nadal zamierza pełnić tu kluczową rolę. Bush nalegał, by Izrael wypełnił swe zobowiązania, nakreślone w programie pokojowym szefa CIA Teneta oraz wcześniejszym raporcie Mitchella. Szaron odpowiedział Bushowi, że zanim to nastąpi, na co najmniej dziesięć dni musi dojść do całkowitego wygaszenia przemocy. Nie zgodził się też na jakiekolwiek ograniczenia, dotyczące budowy bądź rozbudowy osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy. - Dałem jasno do zrozumienia, że po ustaniu przemocy i aktów terroru nalegamy na 10 dni całkowitego spokoju. Jeśli takie dni nastąpią, będziemy mogli przejść do etapu kompletnego wychłodzenia zaognionych stosunków - powiedział Szaron po spotkaniu z prezydentem USA. Zdaniem Szarona, taki okres powinien trwać co najmniej sześć tygodni. Później obie strony ? izraelska i palestyńska - powinny przystąpić do rokowań na temat środków budowy zaufania, co poprzedzałoby ewentualne rozmowy pokojowe. Bush powiedział, że na jego polecenie na Bliski Wschód udaje się sekretarz stanu USA, Colin Powell, aby sprawdzić rzeczywisty przebieg spraw na w regionie. Amerykanie uczestniczyli w zawarciu izraelsko - palestyńskiego rozejmu, ale od chwili jego wejścia w życie zginęło już 8 Palestyńczyków i 6 Izraelczyków.