Oskarżenia takie pojawiły się już w marcu ubiegłego roku, zaledwie kilka dni po wybuchu wojny w Iraku. Mówiono wtedy o noktowizorach, urządzeniach zagłuszających radary i rakietach przeciwpancernych. Według anonimowych źródeł w administracji, na które powołuje się m.in. The Los Angeles Times, w Iraku udało się przechwycić rosyjski sprzęt. Co więcej, są dowody na to, że był używany w trakcie obrony przed amerykańską inwazją. Biały Dom nigdy nie otrzymał przekonywującego wyjaśnienia Kremla co do tego, skąd to uzbrojenie się tam wzięło i choć jak się wydaje administracja uważa sprawę za zakończoną, nie sprzyja ona z pewnością budowie zaufania na lini Moskwa-Waszyngton. Sekretarz ambasady rosyjskiej w Waszyngtonie oświadczył, że Rosja nie otrzymała wciąż przekonujących dowodów w tej sprawie. Biały Dom oficjalnie milczy. Amerykanów szczególnie rozdrażniło wyposażenie irackich oddziałów w noktowizory i urządzenia zagłuszające, jako że bezpośrednio zagrażało to wojskom często działającym w nocy i mogło osłabić celność systemów uzbrojenia, wykorzystujących naprowadzanie satelitarne. W samym Iraku duńscy żołnierze odkryli podejrzanie wyglądające pociski moździerzowe. Jak poinformowały źródła wojskowe, eksperci sprawdzają, czy nie jest to broń chemiczna. Pierwsze testy pokazały, że pociski zawierają pewną ilość cieczy - na razie nie wiadomo, co to za ciecz, ani kiedy wyprodukowano amunicję.