Amerykańska telewizja CNN, powołując się na źródła w wywiadzie, doniosła, że attache prasowy ambasady rosyjskiej Władimir Frołow opuścił Waszyngton, na stałe skracając swoją drugą kadencję. Oficjalnie przeszedł do innej pracy, nieoficjalnie - wyjechał, bo atmosfera wokół niego zaczęła się zagęszczać. Podejrzewa się, że był oficerem prowadzącym Hanssena, któremu zarzuca się 15-letnią współpracę z Rosjanami. Frołow z racji swego stanowiska był postacią znaną. Uchodził za życzliwego i otwartego. Administracja amerykańska sama zastanawia się teraz, czy nie podjąć szeroko zakrojonej akcji pozbycia się rosyjskich szpiegów, których liczba wśród dyplomatów osiągnęła już zdaniem wywiadu poziom z czasów "zimnej wojny". Jest ich tak wielu, że miejscowi agenci kontrwywiadu są przeciążeni pracą. Być może konieczna będzie podobna akcja jak za czasów prezydenta Ronalda Reagana, kiedy 100 rosyjskich dyplomatów musiało spakować walizki i wyjechać do Moskwy.