Niewiele mniej głosów od Gingricha, 18 procent, uzyskał kongresman z Teksasu Ron Paul, a 12 procent - były senator z Pensylwanii Rick Santorum. Romney odniósł kolejne dwucyfrowe zwycięstwo po wygranej w ostatni wtorek na Florydzie i umocnił się na prowadzeniu w wyścigu do nominacji w Partii Republikańskiej (GOP). Ma teraz 95 delegatów na partyjną konwencję przedwyborczą, która pod koniec sierpnia w Tampa na Florydzie mianuje kandydata GOP na prezydenta. Gingrich zdobył dotąd 30 delegatów, Paul 13 , a Santorum 10. Romney, były gubernator Massachusetts i faworyt republikańskiego establishmentu, uchodził za pewniaka w Nevadzie, gdzie jedna czwarta Republikanów to mormoni, jego współwyznawcy. Jego duża przewaga nad Gingrichem wskazuje, że głosowała na niego w Nevadzie także większość sympatyków prawicowo-populistyczej Tea Party, którzy według szacunków stanowią w tym stanie trzy czwarte wyborców GOP. Po ogłoszeniu wyników głosowania Romney wygłosił przemówienie, w którym zaatakował prezydenta Baracka Obamę, krytykując jego politykę gospodarczą. Przyznał, że najnowsze dane z piątku o zmniejszającym się bezrobociu to dobra wiadomość, ale przekonywał, że nie jest to zasługa Obamy. "Błędna polityka prezydenta sprawiła, że ciężkie czasy trwają dłużej" - ocenił. Mimo odniesionej w Nevadzie porażki Gingrich podkreślił, że nie kapituluje. - Będę kandydatem na prezydenta. Nie wycofam się z wyścigu, jakby tego chciał Mitt Romney - powiedział.