Gdyby wybory odbyły się dziś, na kandydatkę Partii Demokratycznej głosowałoby 46 procent tzw. prawdopodobnych wyborców (czyli tych, którzy deklarują zamiar głosowania), natomiast na kandydata Partii Republikańskiej (GOP) - 44 procent. Kandydat Libertarianów Gary Johnson, otrzymałby 5 procent głosów, a kandydatka Partii Zielonych, Jill Stein - 1 procent. Różnica między Clinton a Trumpem mieści się w granicach błędu statystycznego, który autorzy sondażu oceniają na 4,5 procenta. Wśród wszystkich zarejestrowanych wyborców, głosy rozkładają się równo: oboje mogą liczyć na poparcie po 41 procent Amerykanów. Na Johnsona chce głosować 7 procent, na Stein - 2 procent. W sierpniu Clinton miała w sondażach zdecydowaną, około 10-punktową, przewagę nad Trumpem, i jeszcze na początku września w sondażu ABC News i "Washington Post" wynosiła ona 5 pkt. Trump prowadzi ostatnio bardzo intensywną kampanię, spotykając się codziennie z wyborcami i przemawiając w stanach "wahających się", jak Floryda, Pensylwania, Karolina Północna i Ohio, które decydują zwykle o wyniku wyborów. Clinton, która niedawno zachorowała na zapalenie płuc, odbywa znacznie mniej spotkań i prawie nie wygłasza przemówień. Uczestniczy natomiast w licznych przyjęciach połączonych ze zbiórką funduszy na kampanię. Kandydatka Demokratów zebrała ponad dwa razy więcej funduszy niż Trump. Ten ostatni polega bardziej na drobnych datkach od indywidualnych darczyńców i własnym majątku, szacowanym na 4 mld dolarów. Clinton opiera swoją kampanię na przedwyborczych ogłoszeniach telewizyjnych, emitowanych w kluczowych stanach. Są one niezwykle kosztowne. W poniedziałek o godz. 21 czasu lokalnego na Uniwersytecie Hofstra niedaleko Nowego Jorku odbędzie się pierwsza debata telewizyjna obojga głównych kandydatów. Johnson i Stein nie wezmą w niej udziału, gdyż nie osiągnęli wymaganego do uczestnictwa w debacie poparcia minimum 15 procent w najważniejszych sondażach. Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski