- To prawdziwy dziki Zachód - przyznał Rob Christensen, czołowy komentator "News and Observer", dziennika wydawanego w Raleigh, stolicy Karoliny Północnej.By przejąć kontrolę nad Senatem, Republikanie muszą wygrać w wyborach 4 listopada przynajmniej w sześciu stanach, gdzie o reelekcję ubiegają się Demokraci. Najbardziej zaciekły wyścig ma miejsce właśnie w Karolinie Północnej. Rywale obu partii idą tam w sondażach łeb w łeb. By zmobilizować elektorat do pójścia do urn, zwolennicy obu kandydatów wydali już na kampanię 90 mln dolarów (prawie 10 dol. na mieszkańca), ale szacuje się, że do końca kampanii kwota ta przekroczy 100 mln. To najwięcej w historii wyborów do Senatu. Poprzedni rekord wynosił 76 mln dolarów i został osiągnięty w wyborach do Senatu w 2012 roku w stanie Massachusetts. Ogromna większość tych pieniędzy idzie na spoty telewizyjne, niemal wyłącznie negatywne; szacuje się, że tylko między 14 a 20 października mieszkańcy Karoliny Północnej obejrzeli 10,8 tys. negatywnych spotów wyborczych. Średnio co pięć minut na jednym z trzech stanowych kanałów telewizyjnych pojawiają się trzy spoty, w których rywale: demokratyczna senator Kay Hagan oraz jej republikański przeciwnik Thon Tillis wzajemnie się atakują. Wyścig spotów - Tego się nie da wytrzymać. Wyciszam telewizor albo przełączam na pogodę - powiedział ok. 50-letni Brian, który określił się jako "ze skłonnością ku głosowaniu na Republikanów", ale w tych wyborach postanowił poprzeć kandydata Partii Libertariańskiej - Seana Haugha, któremu sondaże daje 5-6 proc. poparcia. Także niedawny sondaż przeprowadzony na grupie kobiet-klientek sieci Wal-Mart w Charlotte, największym mieście stanu, pokazał, że mają one dość negatywnych reklam. - To jest jak wyścig zbrojeń. Jeśli przeciwnik wydaje kolejne 10 mln na nowe spoty, to ty też musisz, bo się boisz, że przegrasz - ocenił Christensen. Wyraził wątpliwość w skuteczność takiej strategii, skoro od sierpnia sondaże niemal nie drgnęły. W większości badań Hagan utrzymuje nieznaczną, kilkuprocentową przewagę na Tillisem. Ale w granicach marginesu błędu statystycznego, więc Republikanie nie złożyli broni. Nikt nie kontroluje treści wyborczych spotów ani nie ogranicza ich liczby na antenie. Co więcej, jak zauważył Christensen, nie można ustalić źródeł większości wydanych na to pieniędzy. Nie przechodzą bowiem one przez komitety wyborcze poszczególnych kandydatów, ale tzw. PACsy (Political Action Committee), czyli grupy sympatyzujące z ideologią jednej lub drugiej partii, którym prawo pozwala na pozyskiwanie dotacji od anonimowych sponsorów. - Można się tylko domyślać, że część pochodzi od braci Koch - dodał dziennikarz. Chodzi o Charlesa i Davida Kochów - miliarderów działających w sektorze energii, którzy od lat wspierają konserwatywne organizacje i ruchy, działające na rzecz ograniczenia regulacji, zmniejszania podatków oraz redukcji rozmiarów rządu federalnego. Zdaniem prof. Kennetha Goldsteina z Uniwersytetu w San Francisco, eksperta ds. kampanii wyborczych w USA, w tym roku negatywne kampanie wyborcze prowadzą w całym kraju oba obozy, nie tylko konserwatyści. - Przytłaczająca większość spotów wspierających Demokratów ma charakter negatywny. Demokraci nie mają zbyt wielu pozytywnych rzeczy do powiedzenia; ich ludzie ubiegający się o reelekcję nie są zbyt popularni. Strategia polega więc na dyskwalifikowaniu przeciwnika - powiedział. Wytykanie błędów Północna Karolina, postrzegana przez lata za jeden z bardziej umiarkowanych stanów na bardzo konserwatywnym południu USA, przyciągnęła rekordowe pieniądze i ogromne zainteresowanie różnych narodowych grup, gdyż tutejszy wyścig jest niezwykle zaciekły. Senator Hagan wyraźnie pokonała w 2008 roku republikańskiego przeciwnika, ale wówczas wygrała na fali odbywających się jednocześnie wyborów prezydenckich i popularności Baracka Obamy. Dziś notowania prezydenta są na rekordowo niskim poziomie (40 proc. poparcia w skali kraju, a w Karolinie Północnej nawet niższe). Obama już cztery lata temu przegrał w Karolinie Północnej wybory o reelekcję z kandydatem Republikanów Mittem Romneyem. Kampania Republikanów przeciw Hagan polega głównie na krytykowaniu ją za wspieranie Obamy oraz jego reformy ochrony zdrowia Obamacare. Jeden z najczęściej emitowanych spotów zarzuca jej, że jako senator aż 96 proc. razy głosowała zgodnie z linią partii i prezydenta. Republikanie winią ją też za późną reakcję Obamy na zagrożenie ebolą w USA, a nawet krytykują za strategię USA walki z Państwem Islamskim. Wytykają jej też, że wsparła w 2009 roku program antykryzysowy, z którego firma jej męża dostała grant w wys. 250 tys. dolarów. Z kolei Tillis, obecny przewodniczący stanowego parlamentu, atakowany jest za kontrowersyjne decyzje podjęte przez Republikanów, od kiedy przejęli dwa lata temu pełną władzę w stanie. Obniżyli podatki dla firm, obcięli zasiłki dla długotrwale bezrobotnych, zrezygnowali z federalnego programu ochrony zdrowia dla biednych Medicaid oraz zaostrzyli prawo wyborcze, co może skutkować mniejszą frekwencją wśród biednych oraz imigrantów. Kierowany przez Tillisa parlament znacząco obciął też środki na edukację oraz przyjął prawo ograniczające działanie klinik aborcyjnych. W spotach telewizyjnych Tillis przedstawiany jest jako radykalny konserwatysta wrogi kobietom i matkom. Zdaniem Goldsteina, wbrew obiegowej opinii, że negatywne reklamy zniechęcają wyborców od głosowania, najczęściej mobilizują jednak do udziału w wyborach. - Wszystkie moje badania wskazują, że osoby, które były poddane negatywnym kampaniom, mają większą wiedzę o wyborach i jest bardziej prawdopodobne, że zagłosują - powiedział. Inna sprawa, zauważył, że adresatem tych niezwykle drogich kampanii jest zaledwie "ułamek" wyborców, bo większość ma dawno ukształtowane przekonania.