David Dean mieszka w najbardziej dotkniętej huraganem Ian południowo-zachodniej części Florydy. W pewnym momencie w jego jednopiętrowym domu woda podniosła się niebezpiecznie wysoko. - Około trzeciej lub czwartej po południu dryfowałem na sofie z głową tuż nad wentylatorami sufitowymi, ok. 45 cm pod sufitem. Łapałem powietrze - mówił mężczyzna w rozmowie z reporterem Sky News. - Od tego momentu musiałem spróbować wydostać za drzwi i trzymać się palmy czy czegoś takiego. Woda była bardzo zimna i drżałem. To było przerażające - relacjonował. - Przez około dwie i pół godziny kołysałem się w tej wodzie. Nie mogłem dotknąć dna i po prostu czekałem, aż burza minie - dodał. Jak czytamy na stronie Sky News, potwierdzono dziesiątki martwych w całym hrabstwie Lee. Ta liczba prawdopodobnie z czasem wzrośnie. Huragan Ian. Zginęło co najmniej 81 osób W minioną środę huragan Ian dotarł do wybrzeży Zatoki Meksykańskiej na Florydzie. Oprócz ulewnych deszczy przyniósł niezwykle silne wiatry, które w porywach dochodziły nawet do 250 km/h. W związku z tak ekstremalnymi warunkami meteorologicznymi władze poinformowały mieszkańców, że jest już za późno na ewakuację. Huragan z dnia na dzień osiągnął najwyższą, piątą kategorię, stając się jednym z najsilniejszych tego typu żywiołów w historii Stanów Zjednoczonych. W Wenecji, nadmorskim mieście w stanie Floryda, liczącym prawie 24 tys. mieszkańców, w połowie drogi między Tampa a Fort Myers, już wcześniej wystąpiły intensywne deszcze i wiatry. Wiele ulic zostało zalanych, a wichura miała wyginać palmy pod kątem 45 stopni, niszcząc także bilbordy i znaki drogowe. Jak czytamy w poniedziałek na stronie abcnews.go.com, huragan pochłonął na Florydzie co najmniej 81 ofiar śmiertelnych.