74-letni senator z Vermont Bernie Sanders, mimo że nominacja dla Hillary Clinton jest prawie pewna, nie wycofuje się z wyścigu Partii Demokratycznej. "Wielu ludzi, wielu ekspertów i polityków mówi: Bernie Sanders powinien się wycofać. Pozwólcie, że wyrażę się tak jasno, jak to tylko możliwe: Walczymy do ostatniego głosu" - powiedział kandydat na wiecu w Kalifornii. Największy pod względem zaludnienia stan w USA zagłosuje w prawyborach 7 czerwca. Do wzięcia jest aż 546 delegatów Partii Demokratycznej. Hillary Clinton utrzymuje nad Berniem Sandersem przewagę ok. 250 delegatów. Jednak kolejne stany, wbrew opiniom, że wszystko już jest "pozamiatane", opowiadają się za jego "polityczną rewolucją". We wtorek uczynili tak mieszkańcy Oregon, a nieco wcześniej Wirginii Zachodniej i Indiany. Od początku prawyborów Partii Demokratycznej Berniego Sandersa wskazali mieszkańcy 21 stanów, a Hillary Clinton - 27. Do tej drugiej listy dołączyli we wtorek wyborcy w Kentucky. Była sekretarz stanu wygrała tam z senatorem o 0,5 pkt proc. Sondażownie znów przestrzeliły Gdy wyścig wydaje się rozstrzygnięty, dziennikarze i eksperci nie pochylają się już tak wnikliwie nad kolejnymi wynikami. Warto jednak zauważyć, że po raz kolejny znacząco pomyliły się pracownie badań. Ostatni sondaż w Oregon dawał Hillary Clinton 48 proc., a Berniemu Sandersowi 33 proc. Wynik? Sanders - 55 proc., Clinton - 45 proc. Ostatnie badanie przed prawyborami w Kentucky również faworyzowało Clinton. Tyle że dawało jej 5-punktową przewagę, a wygrała przecież o włos. Dobre wyniki Sandersa zaskakują o tyle, że prawybory w Oregon i Kentucky były zamknięte - mogli brać w nich udział jedynie zarejestrowani wyborcy Partii Demokratycznej. Sanders do tej pory źle radził sobie w takich okolicznościach, a dużo lepiej gdy prawybory były otwarte - wyborcy identyfikujący siebie jako niezależni gremialnie popierali senatora. Te wszystkie czynniki należy brać pod uwagę, próbując przewidzieć, co wydarzy się 7 czerwca, kiedy w prawyborach zagłosuje nie tylko Kalifornia (zamknięte), ale i New Jersey (mieszane) czy Nowy Meksyk (zamknięte). Bardzo dużo delegatów będzie wtedy na szali. Sanders nie ukrywa, że chce wygrać Kalifornię, a następnie przekonywać na konwencji krajowej tzw. superdelegatów (700 prominentnych członków partii niezwiązanych wolą wyborców), że jest mocniejszym kandydatem w starciu z Donaldem Trumpem. Rewitalizujący Bill Tymczasem Hillary Clinton walczy na dwóch frontach. Z jednej strony z Berniem Sandersem (stąd naciski, by się wycofał), a z drugiej z Donaldem Trumpem, któremu po rezygnacji konkurentów, nic już nie odbierze nominacji Partii Republikańskiej. Była sekretarz stanu obrała już konfrontacyjny kurs i atakuje Donalda Trumpa za nieujawnienie rozliczeń podatkowych. Miliarder od dłuższego czasu kluczy w tej sprawie. Co rusz uzależnia publikację dokumentów od innych czynników, a ostatnio twierdzi, że nie może tego zrobić w czasie audytu, a ponieważ audyty ma cały czas, to raczej nie zrobi tego nigdy. Dziennikarze spekulują, że rozliczenia mogłyby ujawnić, iż majątek Trumpa wcale nie jest tak duży jak twierdzi kandydat oraz że miliarder nie prowadzi działalności charytatywnej. Ta linia ataku naraża jednak Clinton na oczywistą ripostę - sama przecież broni się rękami i nogami przed publikacją stenogramów z przemów dla Goldman Sachs, za które wzięła 675 tys. dolarów. Była sekretarz stanu ogłosiła ostatnio, że jeśli zostanie prezydentem, to Bill Clinton będzie odpowiadał za "rewitalizację gospodarki". Kandydatka próbuje więc odwołać się do sentymentu za prosperity z lat 90., kojarzonego z prezydenturą Billa Clintona. Stoi to jednak w sprzeczności z zapowiedzią większej regulacji Wall Street; wszak Bill Clinton finansjerę deregulował. Trump zażegnuje spory Z kolei Donaldowi Trumpowi brakuje już tylko niespełna 80 delegatów, by formalnie zagwarantować sobie prezydencką nominację republikanów. 69-letni biznesmen skupia się w ostatnim czasie na zakopywaniu toporów wojennych na prawicy. Najpierw spotkał się ze spikerem Izby Reprezentantów Paulem Ryanem i przekonywał go, że konserwatywne wartości są mu bliskie, a następnie pogodził się z największą gwiazdą Fox News, Megyn Kelly. Trump bezpardonowo obrażał Kelly, po tym, jak na debacie prezydenckiej zapytała go o... obraźliwe wypowiedzi na temat kobiet. Teraz jednak udzielił jej wywiadu, wszelkie nieporozumienia zostały wyjaśnione, a dziś Trump mówi już o Kelly w samych superlatywach.