Setki strażaków walczyły w poniedziałek z powietrza, lądu i wody, aby uratować amerykański okręt wojenny USS Bonhomme Richard. To desantowiec, drugi pod względem wielkości we flocie marynarki wojennej USA. Okręt przechodził rutynową konserwację w macierzystym porcie San Diego - poinformował na konferencji prasowej przedstawiciel marynarki wojennej USA. W niedzielę (12 lipca), gdy wybuchł pożar, pracowało na nim 160 członków załogi, marynarzy i pracowników cywilnych. Pożar poprzedziła co najmniej jedna duża eksplozja w dolnej ładowni statku o długości 257 metrów. Płomienie błyskawicznie ogarnęły cały okręt dochodząc do górnego pokładu i rozprzestrzeniły się na nadbudówki, wieżę i inne konstrukcje. 36 marynarzy i 24 cywilów doznało obrażeń wywołanych wysoką temperaturą i wdychaniem dymu. Wszystkim udzielono pomocy ambulatoryjnej. Nikt nie został hospitalizowany. Przed ustawieniem okrętu w doku, usunięto z pokładu amunicję. "To standardowa procedura" - powiedział na konferencji prasowej kontradmirał Philip Sobeck. Podczas gdy łodzie strażackie ustawione wokół jednostki chłodziły wodą z zewnątrz kadłub okrętu, śmigłowce - przez cały poniedziałek - zrzucały wodę na statek. "Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Gdy zagasimy ogień, co jest naszym priorytetem, dokonamy oceny" - powiedział kontradmirał Sobeck pytany, czy statek może doszczętnie spłonąć. Przyczyna pożaru nie jest znana. Trwa śledztwo.