Podczas konferencji prasowej w poniedziałek wieczorem czasu lokalnego prokurator hrabstwa St. Louis Robert McCulloch poinformował, że po dwóch dniach obrad 12-osobowa wielka ława uznała, iż "nie istnieje żadna prawdopodobna przyczyna, by postawić policjanta Wilsona w stan oskarżenia". Według ławy policjant strzelając do 18-letniego Browna działał w samoobronie i nie przekroczył swych uprawnień. Ogłoszoną decyzję z dezaprobatą przyjął tłum zebrany pod wydziałem policji w Ferguson. Już słuchając decyzji demonstrujący zaczęli rzucać w policjantów różnymi przedmiotami. "System nas znowu zawiódł" - krzyczała jedna z kobiet. Chwilę później zaczęły się protesty, w większości Afroamerykanów, które przerodziły się w zamieszki. Jak widać było w relacji na żywo telewizji CNN, demonstranci obrzucali policję butelkami i kamieniami, wykrzykując "nie ma sprawiedliwości, nie ma pokoju!". Podpalano sklepy, zniszczono kilka radiowozów. Według agencji AP w Ferguson słychać też odgłosy strzałów. Prokurator odmówił podania informacji, czy decyzja została podjęta jednomyślnie przez złożoną z dziewięciu białych i trzech czarnoskórych członków ławy, tłumacząc, że jest to tajne. Poinformował, że przez 25 dni członkowie ławy przysięgłych zaznajomili się ze wszystkimi możliwymi dowodami, w tym ponad 70 godzinami zeznań, złożonymi przez około 60 świadków. - Są jedynymi ludźmi, którzy usłyszeli każdego świadka (...) i zapoznali się z każdym dostępnym dowodem. (...) Ich zadaniem było oddzielić fakty od fikcji - powiedział McCulloch. Tłumaczył, że wielu świadków przedstawiło sprzeczne zeznania, które okazały się niezgodne z dowodami fizycznymi. Wskazał, że wyniki trzech autopsji potwierdziły, iż nieprawdziwe były zeznania i wypowiedzi medialne tych świadków, którzy utrzymywali, że Wilson strzelał do Browna w plecy. Prokurator powiedział, że część świadków wycofała się z niektórych wypowiedzi, a niektórzy przyznali później w zeznaniach, że tylko powtarzali to, co słyszeli od innych. Za niespójne i sprzeczne McCulloch uznał też zeznania różnych świadków, którzy utrzymują, że Brown trzymał ręce w górze, gdy policjant do niego strzelał. Wskazał, że znalezione na i w samochodzie policyjnym ślady krwi Browna oraz kule dowodzą, iż między mężczyznami doszło do przepychanek jeszcze, kiedy policjant siedział w samochodzie. Ma to potwierdzać zeznania Wilsona, że Brown uderzył go i próbował odebrać mu broń. Zeznając przed ławą przysięgłych we wrześniu, Wilson zapewniał, że bał się o własne życie. McCulloch poinformował, że wszystkie dowody, na podstawie których ława podjęła swoją decyzję, zostaną udostępnione. Wśród tych dowodów jest nagranie audio z samochodu. Rodzina Browna wydała oświadczenie, w którym wyraziła głębokie rozczarowanie decyzją ławy przysięgłych. Jednocześnie bliscy Browna zaapelowali do protestujących o spokój. "Jesteśmy głęboko rozczarowani, że zabójca naszego dziecka nie poniesie konsekwencji swoich czynów - napisała rodzina. - Rozumiejąc ból, jaki wiele osób chce z nami dzielić, prosimy, by wyładowywały one frustrację w sposób, który doprowadzi do pozytywnych zmian. Musimy razem pracować, by naprawić system, by to się nigdy nie powtórzyło". O spokój zaapelował też prezydent Barack Obama. - Jesteśmy narodem opartym na zasadach prawa, więc musimy respektować decyzję wielkiej ławy - powiedział szef państwa w specjalnym wystąpieniu w Białym Domu. Przyznał, że jest zrozumiałe, iż wielu Amerykanów będzie "głęboko rozczarowana", ale "ranienie innych, albo niszczenie mienia nie jest odpowiedzią". 18-letni Brown był nieuzbrojony, gdy w sierpniu został zastrzelony przez 28-letniego policjanta Darrena Wilsona. Wyniki autopsji wskazują, że otrzymał sześć lub siedem strzałów, w tym dwa w głowę. Okoliczności zdarzenia od początku były bardzo niejasne; policja twierdziła, że Brown uderzył policjanta i próbował odebrać mu broń, natomiast świadkowie utrzymywali, że Wilson strzelał do Browna, mimo iż ten stał z rękami podniesionymi do góry. Śmierci Browna została odebrana przez lokalną czarną społeczność jako przestępstwo na tle rasowym. W mieście wybuchały demonstracje, które przerodziły się w trwające wiele dni starcia z policją. By tłumić zamieszki, policja używała gazu łzawiącego i granatów hukowych; na ulicach pojawiły się pojazdy opancerzone i uzbrojeni w karabiny szturmowe policjanci, co - jak komentowały media - dodatkowo wzburzyło protestujących. W obawie przed kolejnymi zamieszkami w przypadku niepostawienia policjanta w stan oskarżenia gubernator stanu Missouri już tydzień temu ogłosił stan wyjątkowy i podjął decyzję o rozmieszczeniu w Ferguson i pobliskim St. Louis oddziałów Gwardii Narodowej.