Jak poinformowała w poniedziałek Danielle Outlaw, komisarz policji w Filadelfii, pielęgniarz Stacey Hayes zastrzelił swego współpracownika w jednym z filadelfijskich szpitali. Ofiarą był 43-letni Anrae James dyplomowany asystent pielęgniarstwa. Mężczyzna zmarł w wyniku odniesionych ran. Uciekł w ciężarówce, ukrywał się koło szkoły Napastnik uciekł z miejsca wydarzeń w ciężarówce. Policjanci zostali poinformowani, że ukrywał się w pobliżu szkoły. Gdy dotarli na miejsce, Hayes zaczął znowu strzelać i w wymianie ognia, w które wzięli udział czterej funkcjonariusze, doznał poważnych obrażeń. "Policja znalazła go odzianego w pancerz ochronny i uzbrojonego m.in. w karabin oraz półautomatyczny pistolet" - podała AP powołując się na organy ścigania.Dwaj policjanci odnieśli lekkie rany. Uniwersytecki szpital w Filadelfii wydał w poniedziałek oświadczenie, w którym podkreślił, że nie zezwala na posiadanie broni na terenie kampusów. Placówka dysponuje - jak podkreślono - "kompleksowymi środkami bezpieczeństwa i procedurami w celu zapewnienia bezpieczeństwa pacjentom, studentom, pracownikom i odwiedzającym". Thomas Jefferson University Hospital zapowiedział też dokonanie we współpracy z organami ścigania przeglądu mającego zapewnić jak najlepszą ochronę. Obiecał zapewnić pomoc psychologiczną pracownikom i pacjentom w ramach interwencji kryzysowej. Podziękowania dla policjantów Burmistrz Jim Kenney podał na Twitterze, że odwiedził rannych policjantów. Podziękował im za "heroiczną postawę i życzył szybkiego powrotu do zdrowia"."Ich szybka reakcja i znalezienie sprawcy zapobiegły dalszej eskalacji przemocy" - ocenił cytowany przez AP burmistrz.Chwaląc policję i tych którzy jako pierwsi odpowiedzieli na atak, Kenney wyraził ubolewanie, że zezwala się na "broń, która staje się zbyt groźna, kiedy trafia w ręce ludzi, którzy nigdy nie powinni mieć do niej dostępu".