Podczas sprawdzania bagażu, który miał podróżować z Portu Lotniczego JFK w Nowym Jorku do Orlando na Florydzie coś nietypowego zwróciło uwagę personelu lotniska. Gdy walizka przejeżdżała przez aparat rentgenowski, wykorzystywany do prześwietlania bagaży rejestrowanych, pracownicy zauważyli w środku butelki, kieliszki do wina, parę klapek i zarys kota naturalnej wielkości. Po otwarciu walizki, okazało się, że zarys należy do prawdziwego, żywego kota. "Pracownicy byli zszokowani" Zwierzę o rudym umaszczeniu musiało spędzić w bagażu kilka godzin. Jak ocenili pracownicy, nic mu się jednak nie stało. Interwencja personelu lotniskowego prawdopodobnie uchroniła go przed śmiercią w ładowni w trakcie lotu. "Funkcjonariusze, którzy otworzyli walizkę byli zszokowani - powiedziała CNN Lisa Farbstein, rzeczniczka Administracji ds. Bezpieczeństwa w Transporcie (TSA). "Pomimo tego, że codziennie mają do czynienia ze wszystkim, od nielegalnej broni palnej po niedozwolony sos żurawinowy, to jednak rzadko zdarza się znaleźć żywe zwierzę w sprawdzanej torbie" - dodała. Konieczne były wyjaśnienia Właściciel bagażu został wezwany w celu złożenia wyjaśnień. Wytłumaczył, że nie jest to jego kot, zwierzę należało do kogoś z kim dzieli mieszkanie. Zasugerował, że kot dostał się do walizki niezauważony. Pasażer spóźnił się na swój lot, ale zmienił rezerwację na następny dzień. Tym razem podróżował bez kota. Tymczasem rudy czworonóg o imieniu Smells zdrowy wrócił do swojego domostwa.