Syria twierdzi, że cztery śmigłowce USA zaatakowały farmę al- Sukkari w rejonie Abu Kamal we wschodniej Syrii. Następnie amerykańscy żołnierze przypuścili szturm na jeden z budynków. Stany Zjednoczone nie potwierdziły zajścia ani mu nie zaprzeczyły. Wcześniej oskarżały Syrię, że nie potrafi powstrzymać bojowników Al-Kaidy i innych rebeliantów przedostających się z jej terytorium do Iraku. - To oburzająca zbrodnia i akt agresji - powiedział BBC attache prasowy syryjskiej ambasady w Londynie Dżihad Makdisi. - Jeśli Stany Zjednoczone mają jakiekolwiek dowody na działalność rebeliantów, powinny najpierw podzielić się tymi informacjami z Syrią zamiast stosować prawo dżungli i bez powodu najeżdżać niepodległy kraj - dodał. - Obecna administracja USA udowodniła, że działa irracjonalnie i że nie szanuje prawa międzynarodowego, czy praw człowieka. Oczekujemy wyjaśnień, i oczywiście Syria zastrzega sobie prawo, by odpowiedzieć w adekwatny sposób - mówił Makdisi. W niedzielę syryjskie MSZ wezwało amerykańskiego charge d'affaires w Damaszku, by zaprotestować przeciwko nalotowi. Syria wezwała również rząd Iraku, by przeprowadził natychmiastowe dochodzenie w tej sprawie. W poniedziałek irackie władze wyraziły nadzieję, że atak nie wpłynie negatywne na relacje między obu krajami.