Wskutek awarii napędu płynący z Jacksonville na Florydzie do San Juan na Puerto Rico "El Faro" utracił zdolność manewrową i zatonął 1 października w burzy wywołanej huraganem Joaquin. Nie ocalał nikt spośród 33 członków załogi - 28 Amerykanów i 5 Polaków z ekipy pomocniczej. W trakcie wcześniejszego przeszukiwania spoczywającego na głębokości około 4600 metrów wraku nie zdołano odnaleźć rejestratora. Jego odzyskanie umożliwi obecnie rozszerzenie wiedzy na temat przebiegu katastrofy. Wciąż nieznane są przyczyny decyzji kapitana statku Michaela Davidsona, który wybrał trasę na zbliżenie ze strefą huraganu. Akcja ratownicza nie przyniosła żadnego rezultatu. W rejonie katastrofy natrafiono tylko na jedne niezidentyfikowane zwłoki w kostiumie ratunkowym, które pozostawiono w morzu oraz na uszkodzoną pustą szalupę "El Faro".