Podczas kilkudziesięcioosobowej manifestacji w Portland w stanie Oregon pomnik Waszyngtona obwiązano amerykańską flagą, którą następnie podpalono. Potem - przy użyciu lin - obalono go. Upadek pomnika tłum powitał radosnymi okrzykami i wiwatami. Krótko po zdarzeniu manifestanci rozbiegli się. Na miejsce przyjechali policjanci, ale nikogo nie aresztowano - poinformowały lokalne media. Na pomniku namalowano m.in. napisy "ludobójczy kolonizator" oraz "1619" - rok, w którym do obecnych Stanów Zjednoczonych po raz pierwszy sprowadzono niewolników. Fala protestów po śmierci George'a Floyda Pomniki europejskich zdobywców, postaci z czasów kolonialnych i postaci posądzanych o rasizm, są dewastowane i obalane w Stanach Zjednoczonych oraz w innych krajach świata na fali protestów przeciw niesprawiedliwości na tle rasowym w następstwie brutalnego uduszenia czarnoskórego George'a Floyda przez białego policjanta podczas interwencji w Minneapolis 25 maja. W Portland w pierwszej połowie czerwca obalono pomnik Jeffersona, trzeciego w historii prezydenta USA. Wzburzenie demonstrantów - podobnie jak w przypadku Waszyngtona - wywołał fakt, że miał on niewolników. Celem ataków były w USA także pomniki Kolumba, w Bostonie jednemu z takich posągów ucięto głowę. Manifestanci domagają się głównie likwidacji wszelkich upamiętnień Konfederacji w USA. W związku z protestami kierownictwo Pentagonu zadeklarowało przed tygodniem możliwość zmiany nazw baz wojskowych nazwanych na cześć przywódców konfederatów. Stanowczo sprzeciwił się temu prezydent Donald Trump, który w serii tweetów podkreślił, że nazwy baz wojskowych są częścią historii, w którą "nie należy ingerować". Z Waszyngtonu Mateusz Obremski