Kandydat Demokratów zapowiedział bowiem, że jest gotowy zaskarżyć wyniki głosowania w Miami - Dade i prawdopodobnie także w innych hrabstwach. We wcześniejszych wystąpieniach Gore przedstawiał się jako ten, który stara się by przyznano mu zwycięstwo w wyborach, w jego przekonaniu wygranych - pisze dzisiejszy "The New York Times". Teraz jednak wydaje się, że nie chce pogodzić się z tym, że władze Florydy ogłoszą zwycięstwo gubernatora Busha - uważa gazeta. Ponieważ demokraci tracą nadzieję na to, że Gore odrobi straty wobec Busha, zaskarżenie wyników po ich zatwierdzeniu wydaje się jedyną drogą, poza uznaniem porażki. Spowoduje to jednak przeciągnięcie sprawy w niebezpieczne pobliże daty 12 grudnia, kiedy to muszą zostać wybrani elektorzy Florydy. Tworzy to możliwość ustalenia elektorów przez parlament stanowy, zdominowany przez Republikanów, czego właściwie wszyscy chcieliby uniknąć. Mówi się, że prawnicy sugerowali Gore'owi przyjęcie taktyki natychmiastowego zaskarżania wyników tuż po wyborach - wystarczyło zgodzić się na ich zatwierdzenie, tak jak zamierzała uczynić sekretarz stanu Kathreen Harris. Zostałoby wtedy po prostu więcej czasu. Teraz nawet ewentualne szukanie poparcia przed Sądem Najwyższym USA jest dla ekipy Gore'a właściwie niemożliwe, jako że całą taktykę swych działań opierali na - niezwykłym dla Demokratów - stanowisku, że prawo stanowe ma w tym wypadku pierwszeństwo przed federalnym. Posłuchaj korespondenta RMF FM z Waszyngtonu, Grzegorza Jasińskiego: