Demonstracja odbyła się z okazji przypadającego 18 grudnia Międzynarodowego Dnia Imigranta. Na Manhhatan przybyły czołowe organizacje sympatyzujące z cudzoziemcami mieszkającymi w Ameryce bez ważnych dokumentów a także związkowcy oraz stowarzyszenia broniące praw pracowników. Zgromadzone ugrupowania wraz z ruchem "Okupuj Wall Street" oraz reprezentantami grup etnicznych, uczelni itp. podkreślały rolę wielkich instytucji finansowych, takich jak Wells Fargo, w propagowaniu kar więzienia dla imigrantów i polityki pomagającej je zapełniać. Marsz zakończył wiec w Zuccotti Park. Jego uczestnicy wznosili okrzyki po angielsku i hiszpańsku. Krytykowali nasilenie w ostatnich latach deportacji nielegalnych imigrantów. Tylko w tym roku władze wydaliły z USA ok. 400 tysięcy nie mających ważnych wiz obcokrajowców. Demonstranci piętnowali władze stanów, takich jak Arizona i Alabama, które uchwaliły surowe przepisy antyimigracyjne. - Imigranci są prawdopodobnie na dnie pod względem nierówności dochodów oraz wszelkiej eksploatacji, tak strukturalnej, jak psychologicznej - mówił w telewizji CBS uczestnik manifestacji Martin Cobian. Do protestów przyłączyli się też studenci i uczniowie-imigranci. Wielu z nich trafiło do Stanów Zjednoczonych nielegalnie jako kilkuletnie, przywiezione przez rodziców, dzieci. Domagają się uchwalenia tzw. Dream Act, czyli ustawy umożliwiającej tym z nich, którzy ukończyli studia lub służyli w wojsku amerykańskim otrzymanie prawa stałego pobytu w USA. Niedzielna demonstracja odbiła się słabszym echem niż zorganizowana w sobotę, kiedy policja aresztowała ok. 50 osób. Być może miała na to wpływ mroźna pogoda.