Obama argumentował, że Republikanie w Kongresie uniemożliwili właściwą ocenę potencjalnych negatywnych skutków budowy rurociągu dla środowiska naturalnego i zdrowia ludności, narzucając zbyt krótki termin rozpatrzenia projektu. Termin ten upływa już 21 lutego. - Jestem rozczarowany, że Republikanie w Kongresie wymusili tę decyzję - powiedział prezydent. Dodał jednak, że jego administracja pozostaje nadal zaangażowana na rzecz "produkowanej w Ameryce energii, która tworzy miejsca pracy i zmniejsza uzależnienie od ropy". Odrzucenie projektu nie oznacza jednak całkowitej rezygnacji z budowy rurociągu, który miałby służyć do transportu ropy ze złóż w zachodniej Kanadzie, przez sześć stanów amerykańskich, do rafinerii w Teksasie. Budowa zapewniłaby tysiące czasowych miejsc pracy w Kanadzie i USA, szczególnie cennych w okresie wychodzenia z recesji. Premier Kanady Stephen Harper wyraził "głębokie rozczarowanie" amerykańskim odrzuceniem pierwszej wersji projektu w rozmowie telefonicznej z prezydentem Obamą. Rzecznik Departamentu Stanu oświadczył, że decyzję podjęto "bez uprzedzeń", co zdaniem agencji Associated Press, oznacza, że konsorcjum TransCanada, które ma realizować inwestycję, może przedłożyć nowy projekt po ustaleniu nowej trasy rurociągu przez będące pod ochroną rejony stanu Nebraska. Chodzi zwłaszcza o znajdujące się tam zbiorniki wodne i ujęcia wody dla ludności. TransCanada, niemal natychmiast po ogłoszeniu decyzji Obamy, zapowiedziała przedłożenie nowej wersji trasy rurociągu, która "zadowoli wszystkich". Zdaniem prezesa konsorcjum Russa Girlinga, rurociąg może zacząć funkcjonować już w roku 2014. Analitycy wskazują, że ostateczną decyzję podejmie najprawdopodobniej następny prezydent, który wygra listopadowe wybory. Jednak decyzja Obamy może odegrać rolę w zaostrzającej się walce Obamy z opozycją republikańską w roku wyborów prezydenckich. Associated Press zauważa, że propozycja budowy ropociągu, który ma liczyć 2700 km długości, zmusiła Biały Dom do dokonania politycznie ryzykownego wyboru między dwiema grupami ważnych dla Obamy i Demokratów grup wyborców: członkami związków zawodowych i ugrupowaniami ekologicznymi. Związkowcy popierają projekt ze względu na szansę stworzenia nowych miejsc pracy. Natomiast ugrupowania ekologiczne obawiają się, że ropociąg będzie grozić katastrofą i zatruciem środowiska. Niektórzy zwolennicy Obamy zagrozili nawet wstrzymaniem wpłat na jego fundusz reelekcji aby zaprotestować przeciwko projektowi. Twierdzą oni, że ropociąg będzie służyć do transportu "brudnej ropy" wydobywanej z piasków bitumicznych, która będzie wymagała dużych ilości energii do jej oczyszczenia. Republikanie ostro skrytykowali środową decyzję Obamy zarzucając mu brak wyczucia sytuacji bezrobotnych Amerykanów. Zapowiedzieli, że walka o rurociąg będzie kontynuowana. Czołowy kandydat Republikanów do prezydentury, Mitt Romney, oświadczył, że Obama wykazał "brak powagi" w kwestii walki z bezrobociem". - Wydaje się, że pomylił on interes narodowy z własnym zabiegając o względy popierających go ekologów - dodał. Jeszcze ostrzej zareagował inny republikański kandydat do Białego Domu, Newt Gingrich, nazywając decyzję Obamy "zadziwiająco głupią". "Obama w istocie zlikwidował miejsca pracy, osłabił amerykańskie bezpieczeństwo i wpędził Kanadę w objęcia Chińczyków" - oświadczył Gingrich. Zdaniem republikańskiego senatora Johna Hoevena, jeśli rurociąg Keystone XL nie zostanie zbudowany to kanadyjska ropa "popłynie do Chin".