"Wiemy o doniesieniach, że mogło dojść do utraty lub zaginięcia źródła promieniowania w Iraku. Nie dostrzegamy żadnych oznak, by materiał ten przejęło Państwo Islamskie lub jakiekolwiek inne ugrupowanie terrorystyczne w regionie" - powiedział dziennikarzom rzecznik Departamentu Stanu Mark Toner. "Oczywiście nadal traktujemy te doniesienia bardzo poważnie i wciąż śledzimy sytuację" - dodał rzecznik odmawiając jednocześnie komentarza na temat tego, czy zaginiony materiał nadawałby się do zbudowania tak zwanej brudnej bomby, powodującej promieniotwórcze skażenie miejsca wybuchu. Według udostępnionego Reuterowi i potwierdzonego przez władze dokumentu irackiego ministerstwa ochrony środowiska, trwają poszukiwania "bardzo niebezpiecznego" materiału radioaktywnego, który zniknął w listopadzie z położonego niedaleko Basry magazynu amerykańskiej firmy Waterford. Firma ta świadczy usługi techniczne na rzecz górnictwa naftowego. Jak informuje wspomniany dokument, zaginięcie dotyczy defektoskopu gamma, wykorzystywanego przy badaniu jakości wykonania rurociągów transportujących ropę i gaz. Urządzenie to było własnością firmy SGS Turkey z siedzibą w Stambule. Defektoskop znajdował się w obudowie ochronnej o rozmiarach laptopa. Zastrzegający sobie anonimowość przedstawiciel irackiego ministerstwa ochrony środowiska powiedział Reuterowi, iż w defektoskopie było do 10 gramów radioaktywnego izotopu Iryd-192. Na razie nic nie wskazuje na to, by defektoskop mógł dostać się w ręce Państwa Islamskiego, które w 2014 opanowało znaczne obszary Iraku i Syrii. Tereny te dzieli od Basry odległość co najmniej 500 kilometrów. Według władz, wyposażone w czujniki promieniowania ekipy prowadzą poszukiwania defektoskopu na polach naftowych, w składnicach złomu i na przejściach granicznych. Szpitalom w Basrze nakazano zgłaszanie ewentualnych przypadków poparzeń wywołanych przez promieniowanie jonizujące