Do tragedii doszło w centrum handlowym w Happy Valley, jednym z przedmieść Portland. Według świadków, zamaskowany mężczyzna, ubrany w wojskowy strój kamuflujący, wszedł do pełnego klientów centrum handlowego i krzycząc "Ja strzelam !" otworzył ogień do przypadkowych ludzi. Wśród klientów wybuchła panika. Ludzie padali na podłogę i kryli się w zakamarkach, za wszelkimi większymi przedmiotami. Część osób znajdujących się w pobliżu drzwi ratowała się ucieczką. - Gdybym się obejrzał, prawdopodobnie bym tu nie stał. Mógłbym być jednym z tych, których dosięgły kule - powiedział 20-letni Shaun Wik, który zdołał uciec. - Nagle usłyszałam dwa strzały, tak jakby pękały baloniki. Wszyscy padli na ziemię. Złapałam dziecko z wózka i też rzuciłam się na ziemię - opowiadała dziennikarzom Kira Rowland, która właśnie robiła zakupy w sklepie Macy's. Rzecznik szeryfa okręgu Clackamas, James Rhodes, oświadczył, że napastnik zmarł w rezultacie zadanej sobie rany postrzałowej. Przybyła na miejsce policja zablokowała rejon centrum handlowego i wyprowadziła ludzi na zewnątrz. Później dokładnie przeszukano całe centrum obawiając się, że napastników mogło być kilku. Według Rhodesa, nie było potrzeby użycia broni przez policję. Był to już kolejny tego rodzaju incydent w tym roku w Stanach Zjednoczonych. Jednym z ostatnich był incydent w stanie Kolorado, gdzie 12 osób poniosło śmierć a 58 zostało rannych kiedy szaleniec otworzył ogień do widzów w kinie. jm/