To Mitch McConnell stoi za decyzją o uruchomieniu - jak to określają media - "opcji nuklearnej" w Senacie. McConnell przeforsował zmianę regulaminu Senatu pozwalającą na to, aby zwykłą większością głosów można było przerwać debatę o kandydacie do Sądu Najwyższego. Dotychczas potrzeba było do tego 67 głosów (na 100). Od ponad 220 lat w Senacie obowiązywała zasada nieograniczonej debaty. "Ojcowie założyciele" chcieli, by w ten sposób poszanowane było prawo mniejszości, a decyzje Kongresu ucierały się na drodze kompromisu. Zerwanie z ponad 200-letnią tradycją - tylko po to, by zatwierdzić nominowanego przez Donalda Trumpa sędziego Neila Gorsucha - spotkało się z bardzo krytycznym odbiorem. Nawet jeśli obie partie wykorzystywały zasadę nieograniczonej debaty do blokowania niektórych decyzji poprzez ciągnące się w nieskończoność wystąpienia. Obstrukcję wobec poprzedniego prezydenta, Baracka Obamy, chętnie stosował sam Mitch McConnell. To również on nie dopuścił do przesłuchania kandydata Obamy do Sądu Najwyższego po śmierci sędziego Antonina Scalii. Później mówił, że jest dumny z tego, co zrobił. Jeszcze wcześniej Mitch McConnell zasłynął walką w obronie "brudnych pieniędzy" w polityce. Domagał się nieograniczonego finansowania kampanii wyborczych, a gdy Sąd Najwyższy przychylił się do tego stanowiska, postulował, by wpłaty nie były ujawniane. Lidera senackiej większości krytykują nie tylko liberalne media. Gdy McConnell oświadczył, że ostatnia zmiana regulaminu Senatu będzie z korzyścią dla izby, republikański senator John McCain nie wytrzymał. "Ktokolwiek tak twierdzi, jest idiotą" - stwierdził. (mim)