Richard Maedge zniknął 27 kwietnia zeszłego roku. Tuż przed tym skontaktował się ze swoją żoną Jennifer, by powiedzieć jej, że wychodzi wcześniej z pracy. Jednak gdy kobieta wróciła do domu w miejscowości Troy, nie zastała tam małżonka. Nie odbierał również telefonu, a jednocześnie jego auto stało zaparkowane na zewnątrz. Policja wezwana przez kobietę nie odnalazła 53-latka podczas wstępnego przeszukania domu. Podobne działania służb nie przyniosły efektu także wtedy, gdy Jennifer Maedge wezwała je drugi raz, skarżąc się przy tym na niemiły zapach, unoszący się w pomieszczeniach. Minęły miesiące, a zaginiony nadal się nie odnalazł. Mimo to, jego żona próbowała w miarę normalnie funkcjonować. Z tego względu 11 grudnia rozpoczęła przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Dokonała wtedy makabrycznego odkrycia. Zmumifikowane ciało w schowku pod schodami. Policjanci zignorowali zapach Gdy kobieta otworzyła szafę na ubrania, w której rodzina trzymała też ozdoby choinkowe, zauważyła tam ciało męża. Przez osiem miesięcy nikt nie natknął się na nie, więc zwłoki były już częściowo zmumifikowane. - Szukałam torby z ozdobami i wtedy go odkryłam. Popełnił samobójstwo - opisała Jennifer Maedge. Jej wnioski, że mężczyzna sam odebrał sobie życie, potwierdziło biuro koronera hrabstwa Madison Steve'a Nonna. Wyjaśniono w raporcie, że podczas sekcji zwłok nie wykryto śladów wskazujących na działania osób trzecich - podała agencja FOX KTVI. Ponadto zastępca koronera Kelly Rogers stwierdził, iż policjanci przeszukujący dom Maedge'ów wyczuli zapach podobny do tego unoszącego się w kanalizacji, ale uznali, że są w niekoniecznie zadbanym budynku. Nazwali go "domem zbieraczym" i ocenili, iż najpewniej niesprawne są podłączone do niego rury. Rodzina i koroner nie mają zarzutów wobec policji. "Zapach nie był intensywny" Usprawiedliwiając mundurowych, Rogers dodał, że smród nie był na tyle intensywny, by domniemywać, iż wewnątrz jest ciało. Również rodzina 53-latka nie ma pretensji do funkcjonariuszy, bo zapach nie był "przytłaczający", a ponadto sami nie znaleźli zwłok przez osiem miesięcy. Innego zdania jest siostra zmarłego Marylin Toliver. Postępowanie policji z Troy nazwała "tandetnym", dlatego na posiedzeniu rady miasta złożyła oficjalną skargę. - Potrzebuję odpowiedzi od szefa policji i burmistrza, jak to w ogóle było możliwe? - mówiła, cytowana przez portal bnd.com. Wywołani przez nią decydenci nie zdecydowali się na rozmowę z mediami. Dodała, że zapach wydobywający się z domu Maedge'ów wyczuwali również sąsiedzi oraz listonosz. Jej szwagierka tłumaczyła jednak, że prawdopodobnie zepsuła się jej zamrażarka. Pogrzeb 53-latka odbył się w styczniu.