Według sędziego wykonujący zabiegi usunięcia ciąży po 24. tygodniu lekarz z Filadelfii Kermit Gosnell jest winnym morderstw pierwszego stopnia za zabicie nożyczkami trzech noworodków już po porodzie. 72-letni Gosnell był też oskarżany o morderstwo czwartego dziecka, ale ostatecznie został z tego oczyszczony, gdyż - jak powiedział prokurator - dziecko zmarło, zanim Gosnell przeciął mu kręgosłup. Lekarz ponadto został uznany za winnego nieumyślnego spowodowania śmierci swej pacjentki. Prokuratura wystąpiła o karę śmierci. Wyrok ma być wydany w przyszłym tygodniu. Kermit Gosnell był od ponad 30 lat właścicielem filadelfijskiej kliniki, którą prokurator określił "domem horroru". Klinika wykonywała bowiem późne aborcje, czasami nawet na początku trzeciego trymestru ciąży. Gosnell został oskarżony o dokonanie ponad 20 aborcji po 24 tygodniu ciąży, czyli terminie dozwolonym przez prawo w stanie Pensylwania. Podczas trwającego 5 tygodni procesu ława sędziowska usłyszała, że Gosnell dokonywał aborcji poprzez zastrzyki wstrzymujące akcję serca płodu. Gdy okazywało się, że znajdujący się już poza ciałem kobiet noworodek wydawał z siebie głos, Gosnell przecinał mu nożyczkami kręgosłup. Podczas procesu sędzia oddalił oskarżenia o trzy inne morderstwa noworodków z braku wystarczających dowodów. Klinika Gosnella mieściła się w ubogiej dzielnicy Filadelfii. Z jej usług korzystały głównie imigrantki i kobiety o niskich dochodach. Warunki sanitarne, w których dokonywane były zabiegi przerywania ciąży, były fatalne. Gosnell, lekarz rodzinny bez specjalizacji ginekologicznej, pozwalał swoim niewykwalifikowanym pracownikom na przeprowadzanie aborcji. Także kilku z nim postawiono zarzuty. Policja kliniką zainteresowała się w 2010 roku, kiedy rodzina imigrantki z Bhutanu, kraju w Azji, złożyła pozew przeciwko lekarzowi. Karna Mongar zmarła w 2009 r. po aborcji przeprowadzonej przez Gosnella. Według prokuratora w ciągu 30 lat lekarz wykonał kilka tysięcy aborcji zarabiając w ten sposób miliony dolarów. Pacjentki bardzo często płaciły mu gotówką. Proces przyciągnął dużą uwagę mediów i amerykańskiej opinii publicznej. Dla ruchów antyaborcyjnych był okazją do wznowienia apeli o zmianę federalnego prawa w USA, które uznaje prawo do aborcji za "fundamentalne prawo konstytucyjne" każdej kobiety. 9 stanów USA zakazuje aborcji po 20. tygodniu ciąży. W kwietniu dwa stany poszły jednak dalej. Arkansas zakazało aborcji po 12., a Północna Dakota po 6. tygodniu ciąży. Te przepisy mogą jednak wkrótce zostać uznane za niekonstytucyjne, w świetle wyroku Sądu Najwyższego, który czterdzieści lat temu wydał wyrok w głośnej sprawie zwanej Roe v. Wade (Roe versus Wade, czyli Roe przeciwko Wade), prawnie sankcjonując dopuszczalność aborcji na życzenie w USA. Zwolennicy aborcji przypominają, że późna aborcja jest niezwykle rzadkim zjawiskiem. Według Centrum Kontroli i Prewencji Chorób aż 92 proc. aborcji jest wykonywanych w USA przed 14 tygodniem ciąży, a 1,3 proc. po 20. tygodniu. Przeciwnicy aborcji z ruchów Pro-Life co roku organizują natomiast Marsze dla Życia. Tegoroczny, odbywający się w styczniu w 40. rocznicę legalizacji aborcji w USA przyciągnął pod Kapitol wyjątkowe tłumy. Odbywał się pod hasłem: "40 = 55M", gdyż zdaniem organizatorów od 40 lat w USA dokonano 55 mln aborcji. Według sondażu niezależnego ośrodka badania opinii Pew Research Center z początku roku, zdecydowana większość Amerykanów nie chce uchylenia legalizującej aborcję decyzji w sprawie Roe v. Wade. Uważa tak 63 procent osób, chociaż spośród tych, którzy wyrażają taką opinię, niektórzy popierają pewne restrykcje, jak np. nakaz powiadomienia rodziców przez nastolatki przerywające ciążę. Podyskutuj o temacie aborcji na FORUM