Wczoraj, już drugi dzień z rzędu, północna cześć najbogatszego i najbardziej zaludnionego amerykańskiego stanu cierpiała z powodu nadzwyczajnych wyłączeń prądu. Energii nie miało 640 tysięcy ludzi. Aby nie dopuścić do całkowitego załamania się systemu energetycznego, gubernator Kalifornii ogłosił stan wyjątkowy. Energetycy tłumaczą, iż w ciągu ostatnich kilku lat w Kalifornii przybyło ponad 6 milionów rezydencji - czyli sześć milionów lodówek, pralek, suszarek i komputerów, a od dziesięciu lat nie wybudowano ani jednej elektrowni.