Niedawna idolka prawicowo-populistycznej Tea Party zajęła ostatnie miejsce ze wszystkich sześciu kandydatów, zdobywając zaledwie 6 proc. głosów. Remisowy wynik wtorkowych prawyborów republikańskich w Iowa jest de facto sukcesem faworyta wśród kandydatów GOP do nominacji prezydenckiej Mitta Romneya - to dominujący ton komentarzy po policzeniu głosów w tym stanie. Były gubernator Massachusetts otrzymał zaledwie o kilka głosów więcej niż były senator z Pensylwanii Rick Santorum. Obaj zdobyli ich po 25 procent, a na trzecim miejscu uplasował się przywódca libertarianów i izolacjonistów w GOP, kongresman Ron Paul. Wszyscy komentatorzy podkreślają, że kandydaci uchodzący do niedawna za najgroźniejszych rywali Romneya do nominacji nie dostali się do pierwszej trójki. Były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich zdobył tylko 13 procent głosów, gubernator Teksasu Rick Perry 10 procent, a niedawna idolka prawicowo-populistycznej Tea Party, kongresmanka Michele Bachmann zaledwie 6 procent głosów. Santorum mimo sukcesu w Iowa nie jest uważany za polityka zdolnego do ostatecznego pokonania Romneya. Wtorkowy wynik uzyskał dzięki poparciu silnych w tym stanie konserwatystów religijnych, którym podoba się jego nacisk na potrzebę zakazu aborcji i wzmocnienia tradycyjnej rodziny. W czasie kampanii w Iowa odwiedził wszystkie 99 hrabstw - najwięcej ze wszystkich kandydatów. W innych stanach Santorum nie ma jednak silnej organizacji i zebrał wielokrotnie mniej funduszy na kampanię niż Romney. Partyjny establishment nie będzie go popierał, gdyż były senator uchodzi za polityka "monotematycznego" - mówi niemal wyłącznie o religii i wartościach rodzinnych - który nie ma szans na przyciągnięcie wyborców umiarkowanych i niezależnych w wyborach prezydenckich. Obóz Romneya nie kryje radości z wyniku w Iowa - nie pojawił się tam bowiem żaden jego nowy groźny rywal, a poprzedni (Gingrich, Perry) nie zyskali nowych wyborców.