- Jest rzeczą prawdopodobną, że w miarę jak badamy rozprzestrzenianie się wirusa na terytorium USA, będziemy znajdować przypadki wcześniejsze od już nam znanych - powiedział agencji AFP szef amerykańskiego Ośrodka Zwalczania i Prewencji Chorób (CDC) Scott Bryan. Według piątkowego "Wall Street Journal" pierwszy przypadek świńskiej grypy odkryto w San Diego, w Kalifornii, niedaleko granicy Meksyku, w dniu 3 marca. Chorym był 10-letni chłopiec. Lekarze pobrali wymaz z gardła chłopca i wysłali do analizy do CDC, skąd wyniki nadeszły 14 kwietnia. W laboratorium stwierdzono zakażenie nową odmianą wirusa świńskiej grypy H1N1. Lekarze z CDC nie zdementowali informacji dziennika. Co więcej, kierownictwo CDC poinformowało, że w okresie od grudnia 2005 roku do stycznia 2009 roku CDC zbadało dwanaście przypadków zarażenia atypowym wirusem pochodzącym od świni u mieszkańców USA. Według Lisy Winston, lekarza-epidemiologa z wydziału medycyny Uniwersytetu San Francisco, "trajektoria wirusa może być nieprzewidywalna". - Jeśli wielka liczba Amerykanów została zakażona i wyzdrowiała, to może oznaczać, że symptomy tej grypy są zbliżone do grypy sezonowej. To zaś pozwalałoby stwierdzić, że obecna fala zarażeń w Stanach Zjednoczonych nie będzie aż tak brzemienna w następstwa - powiedziała Lisa Winston. CDC ogłosiło w piątek, że wirus A/H1N1 nie jest aż tak groźny, jak się wydawało. W sobotę CDC podało, że w 21 stanach USA wykryto 160 przypadków grypy A/H1N1. Tylko w jednym przypadku choroba doprowadziła do śmierci: w stanie Teksas zmarł dwuletni meksykański chłopiec. Prezydent USA Barack Obama w swym sobotnim cotygodniowym wystąpieniu telewizyjnym oświadczył, że woli podejmować nadmierne środki ostrożności, niż czegoś zaniedbać.