Niedługo po tym, jak zagłosowała za procedowaniem w kierunku impeachmentu Donalda Trumpa, Katie Hill weszła na mównicę w Izbie Reprezentantów, po czym wygłosiła mocną, pełną gorzkich słów mowę pożegnalną. Polityczka stała się centralną postacią skandalu, gdy wyciekły jej prywatne zdjęcia, a nią samą zajęła się komisja etyczna w związku z rzekomą niestosowną relacją ze współpracownicą. Po wybuchu skandalu, o upublicznienie zdjęć kobieta oskarżyła swojego męża, z którym się rozwodzi. Ich wykorzystanie nazwała naruszeniem jej prywatności oraz podkreślała, że podejmie wszelkie kroki prawne w związku z ich publikacją. Na początku swojej przemowy w Izbie Reprezentantów Hill zdradziła, iż miała nadzieję na pozostanie w amerykańskim parlamencie znacznie dłużej. Jak podkreśliła, chciała być głosem osób, które nie są słyszane. Następnie przeszła do przeprosin. Wyraziła skruchę względem swoich bliskich, przyjaciół, mentorów oraz osób, które ją popierały i pomogły w zdobyciu mandatu, chodząc od domu do domu w palącym kalifornijskim słońcu. Zwróciła się także do dziewczynek, które się na niej wzorowały, stwierdzając, że ma nadzieję, że kiedyś jej wybaczą. Katie Hill przyznała, że popełnione przez nią błędy będą ją prześladować do końca jej życia i z tym musi się pogodzić. Mówiła o wylanych łzach i strachu, jaki jej towarzyszył od momentu publikacji jej zdjęć oraz o tym, że jej przerażona tym, że musi stawić czoło ludziom, których zawiodła. Opowiadała o tym, że wielu jej zwolenników mimo wszystko w nią wierzy i w związku z tym ukrywanie się i zniknięcie jest niedopuszczalne. "Chodzi o coś więcej" Katie Hill przyznała, że to ona ponosi winę za skrócenie swojej obecności w Izbie Reprezentantów, i nie zamierza od tej odpowiedzialności uciekać. "Chodzi jednak o coś więcej" - dodała. Podkreśliła, że opuszcza Kongres z powodu podwójnych standardów i nie ma zamiaru być dłużej kartą przetargową. Jak stwierdziła: "Odchodzę, bo nie chcę być dłużej 'rozpowszechniana' przez gazety, blogi i strony internetowe używane przez bezwstydnych działaczy do najbrudniejszej rynsztokowej polityki, jaką kiedykolwiek widziałam. Nie chcę, by prawicowe media napędzały kliknięcia i zwiększały swój zasięg, dystrybuując moje intymne zdjęcia zrobione bez mojej wiedzy - nie wspominając o zgodzie - dla erotycznej rozrywki milionów". Na tym jednak nie skończyła, mówiąc: "Odchodzę z powodu mizoginistycznej kultury". Zarzuciła jej "skonsumowanie" prywatnych zdjęć, "zmonetyzowanie" prywatności i umożliwienie "przemocowemu eks na dalszą przemoc, tym razem na oczach całego kraju" - dodała. Kongresmenka poinformowała także, że jednym z powodów jej odejścia są tysiące e-maili z groźbami, które sprawiły, że obawia się o własne życie i życie swoich bliskich. Dodała, że dzień, w którym wygłosiła swoją przemowę w Kongresie, był pierwszym dniem, w którym zdecydowała się na opuszczenie swojego mieszkania od czasu wybuchu skandalu. Katie Hill podkreśliła, że jej sprawy chciano użyć jako dywersji dla innej kwestii - śledztwa w sprawie Donalda Trumpa - nad którą głosowała Izba Reprezentantów. Jak zdradziła, początkowo zamierzała zmierzyć się ze wszystkim z podniesioną głową, ostrzeżono ją, że konserwatyści mają "setki" kompromitujących zdjęć, które planują stopniowo ujawniać do chwili aż ją złamią. Wyjaśniła też, że rezygnuje, by nie odwracać uwagi od ważnej pracy, jaką wykonują jej koledzy. AZJ Na czym polegał skandal? Obyczajowy skandal rozpoczęła publikacja konserwatywnego serwisu RedStar, który podał, że Hill miała romans z mężczyzną, jednym ze swoich współpracowników w Kongresie. Poinformował też, że utrzymywała ona prywatne relacje z członkinią swojego personelu, co jest zakazane, i opublikował prywatne zdjęcia kongresmenki. W ubiegłym tygodniu, na kilka godzin przed wszczęciem dochodzenia komisji etyki Izby Reprezentantów, Hill wysłała list do swych zwolenników, w którym przyznała się do związku z kobietą - członkinią jej sztabu wyborczego z 2018 r. Określiła tę relację jako "nieodpowiednią".