Wysoki Komisarz ONZ do spraw praw człowieka Zeid Ra'ad Zeid Al-Husajn uznał, że pozorne zniesienie stanu wojennego otworzyło jedynie drogą do wprowadzenia w Tajlandii jeszcze bardziej drakońskich ograniczeń oraz oddania nieograniczonej władzy w ręce generała Prayutha Chan-ocha - szefa junty i zrazem premiera. Departament Stanu USA oznajmił, że zamiana stanu wojennego na porządek regulowany artykułem 44 "prowadzi donikąd". Daje on juncie absolutną władzę i możliwość podjęcia każdego działania, mającego "wzmocnić społeczną jedność i harmonię" bądź zapobiec wszelkim aktom, które mogłyby zaburzyć spokój publiczny - podaje Reuters. Profesor prawa konstytucyjnego Uniwesytetu Chulalongkorn w Bankgkoku Khemthong Tonsakulrungruang uznał, że "artykuł 44 jest gorszy niż stan wojenny". Wspólnota międzynarodowa, która od dawna wzywała tajskie władze do zniesienia stanu wyjątkowego również skrytykowała przyjęte w środę rozwiązanie, jako "posunięcie PR-owskie" - komentuje AFP. Tajscy komentatorzy nazwali to wręcz żartem junty na 1 kwietnia. Jednak dowódca sił zbrojnych Tajlandii generał Udomdej Sitabutr zaprzeczył wszelkim zarzutom i oświadczył, że zniesienie stanu wojennego, który obowiązywał od maja ubiegłego roku, to "pozytywne posunięcie". Armia zachowuje jednak de facto praktycznie nieograniczoną władzę. Szef junty będzie mógł wprowadzać dekrety w kwestiach bezpieczeństwa narodowego bez uprzedniej zgody parlamentu. Stan wojenny został wprowadzony dwa dni przed bezkrwawym przewrotem, na którego czele stał Prayuth. Podczas jego obowiązywania zabronione było organizowanie wieców politycznych, w których brałoby udział ponad pięć osób, a wojskowi mogli przetrzymywać dysydentów w aresztach bez postawienia im zarzutów. Wzmocnione były też uprawnienia sądów wojskowych, a wolność mediów - ograniczana. Jak wyjaśnił w środę Prayuth, zgodnie z artykułem 44 wojsko będzie mogło przetrzymywać podejrzanych w aresztach przez siedem dni bez postawienia im zarzutów, a także aresztować ludzi bez nakazu. Sądy wojskowe nadal będą wykorzystywane w sprawach związanych z bezpieczeństwem narodowym. Premier będzie mógł wydawać dekrety, gdy pojawi się zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego lub monarchii. Wielomiesięczne protesty z końca 2013 roku i początku 2014 roku zaszkodziły turystyce, która jest ważną gałęzią tajlandzkiej gospodarki i odpowiada za prawie 10 proc. PKB. Tymczasem z powodu stanu wojennego niektórzy zagraniczni turyści nie byli w stanie wykupić sobie ubezpieczenia. Po przejęciu władzy pod koniec maja 2014 roku generałowie zaczęli w dużym stopniu ograniczać swobody obywatelskie. Wojskowi twierdzą, że odsunięcie od władzy cywilnego rządu wyłonionego w demokratycznych wyborach było konieczne dla przywrócenia stabilności w kraju, ponieważ dochodziło do starć między zwolennikami promonarchistycznej opozycji a wyborcami byłego premiera Thaksina Shinawatry oraz jego następczyni i siostry Yingluck Shinawatry. Jak wyjaśnia AP, tajskie społeczeństwo jest głęboko podzielone: biedni mieszkańcy wsi są zwolennikami klanu Shinawatra, do którego wrogo usposobione są miejskie elity, ultramonarchiści oraz armia.