"Uważamy, że interwencja z zewnątrz w Libii zaostrzy obecne podziały i podważy proces libijskiej transformacji demokratycznej" - głosi oświadczenie, podpisane oprócz USA przez Francję, Niemcy, Włochy i Wielką Brytanię.Państwa te wyraziły potępienie dla "eskalacji walk i przemocy" w Libii i zaapelowały, by kraj ten kontynuował proces transformacji. "Ponawiamy nasze apele, dołączając się do wezwań tymczasowego rządu libijskiego, Izby Reprezentantów (parlamentu) i narodu libijskiego, by wszystkie strony zgodziły się na bezzwłoczne zawieszenie broni i zaangażowały się w sposób konstruktywny w proces demokratyczny" - głosi komunikat. Sąsiedzi też nie będą interweniować Również w poniedziałek sąsiedzi Libii ogłosili, iż nie będą interweniować w tym kraju. Oświadczenie w tej sprawie wydali w Kairze ministrowie spraw zagranicznych Egiptu, Algierii, Tunezji, Sudanu, Czadu oraz przedstawiciele Nigru. Wezwali oni do wstrzymania w Libii działań zbrojnych i rozbrojenia walczących tam zbrojnych milicji. Od obalenia w październiku 2011 roku reżimu Muammara Kadafiego w następstwie trwającej osiem miesięcy rewolucji i zachodniej interwencji władze libijskie nie są w stanie kontrolować kilkudziesięciu milicji, w skład których wchodzą dawni bojownicy. To oni praktycznie rządzą krajem, w którym nie ma regularnego, dobrze wyszkolonego wojska ani policji. Ponadto obecnie w Libii faktycznie istnieją dwa rywalizujące ze sobą parlamenty i rządy. Powszechny Kongres Narodowy (PKN), w którym dominowały ugrupowania islamistyczne, odmawia uznania nowego, nieislamistycznego parlamentu - Izby Reprezentantów, twierdząc, że oficjalnie nie przekazał mu władzy. Członkowie byłego parlamentu spotkali się w poniedziałek w Trypolisie i przegłosowali odwołanie tymczasowego rządu Omara al-Hasiego. Na nowego premiera wybrali Omara al-Hasiego i powierzyli mu misję utworzenia "rządu ocalenia narodowego".