Według niego, prędkość związanych z Irene wiatrów spadła do godziny 9 rano czasu lokalnego (godz. 15 czasu polskiego) do 100 kilometrów na godzinę. Umownie przyjęto, że huraganem jest wiatr o prędkości co najmniej 33 metrów na sekundę, czyli 119 km na godzinę. Do tej pory zginęło dziewięć osób. Jedną z ofiar jest 11-letni chłopiec, na którego dom przewróciło się drzewo. Prawie dwa miliony mieszkańców ze Wschodniego Wybrzeża ewakuowano. Świadkowie mówią, że Nowy Jork jest całkowicie wymarłym miastem. Mieszkańcy siedzą uwięzieni w domach, nie działa transport miejski. Zmobilizowano Gwardię Narodową i wojsko. Około 370 tysięcy osób opuściło swoje domy. Szczególnie narażone na zalanie są tereny w okolicy Wall Street i na Coney Island. Podczas konferencji prasowej burmistrz Nowego Jorku podkreślał, że już na późno na ewakuację. - W tym momencie, jeśli ktoś do tej pory nie opuścił swojego domu, niech najlepiej tego nie robi. Zostańcie tam, gdzie jesteście. Natura jest od nas o wiele silniejsza - mówił Michael Bloomberg. W Nowym Jorku zamknięto liczące 460 stacji metro, wstrzymano ruch pociągów i autobusów, nie działają lotniska. Linie lotnicze odwołały ponad 10 tysięcy lotów co oznacza, że zakłócenia mogły dotknąć ponad milion pasażerów. Huragan Irene uderzył wczoraj w amerykańskie wybrzeże w Karolinie Północnej. Spowodował lokalne podtopienia i umiarkowane zniszczenia domków letniskowych. Doszło do zerwania wielu linii energetycznych. W samej Wirginii i Karolinie Północnej około 2-2,5 miliona osób spędza noc w ciemnościach. Prezydent Barack Obama odwiedził wczoraj Centrum Zarządzania Kryzysowego, a szef Pentagonu Leon Panetta postawił w stan gotowości 6500 żołnierzy, którzy mają pomóc w usuwaniu ewentualnych zniszczeń i akcjach ratunkowych.