Na spotkaniu z latynoskimi i afroamerykańskimi dziennikarzami w Waszyngtonie Clinton wyraziła przekonanie, że jeśli zostanie prezydentem, to uda jej się przeforsować w Kongresie reformę, która umożliwi nielegalnym imigrantom legalizację pobytu i pracy w Ameryce. Powiedziała również, że ma plan, który zaowocuje 10 milionami nowych miejsc pracy w ciągu czterech lat i bardziej sprawiedliwym podziałem bogactwa narodowego. Sprawią to między innymi inwestycje w naprawę infrastruktury transportowej oraz inicjatywy na rzecz wspierania przedsiębiorstw prowadzonych przez przedsiębiorców latynoskich i afroamerykańskich. "Wielu Amerykanów zostało pozostawionych w tyle. Stracili pracę, mniej zarabiają. Musimy stworzyć gospodarkę, która będzie działała dla wszystkich" - powiedziała. Nie podała jednak bliższych szczegółów swego planu. Powołując się na niewymienionego z nazwiska "pewnego ekonomistę", oświadczyła, że plan gospodarczy proponowany przez Trumpa doprowadzi do "długiej recesji", w wyniku której 3,4 miliona ludzi straci pracę. Trump zapowiada znaczne obniżki podatków bez istotnych redukcji programów socjalnych. Twierdzi, że przywróci stracone miejsca pracy przez rewizję układów o wolnym handlu, jak NAFTA, oraz porozumień handlowych z Chinami. Spór o nielegalnych imigrantów Clinton potępiła także swego rywala za zapowiedź deportacji wszystkich nielegalnych imigrantów, wzywanie do zakazu wjazdu do USA muzułmanów i "ograniczanie wolności prasy". Przypomniała, że z jednego z wieców republikańskiego kandydata, na jego polecenie, ochrona wyrzuciła popularnego latynoskiego dziennikarza Jorge Ramosa z telewizji Univision. Kandydatka demokratów obiecała też, że jako prezydent nie dopuści do deportacji "ciężko pracujących, uczciwych ludzi" - deportowani mają być tylko nielegalni imigranci, którzy popełnili przestępstwa. Latynosi skarżą się, że administracja prezydenta Obamy deportowała rekordową liczbę nielegalnych imigrantów, w tym niekoniecznie sprawców przestępstw. Sprawa e-maili Zapytana o sprawę korzystania z prywatnego serwera mailowego, kiedy była sekretarzem stanu, Hillary przyznała, że popełniła błąd; dodała jednak, że nikogo nie okłamywała w tej sprawie, o co oskarżają ją przeciwnicy. "Używanie dwóch kont mailowych było błędem i biorę za to odpowiedzialność. Nie wysyłałam jednak żadnego maila oznaczonego jako 'tajny'" - powiedziała. Clinton przypomniała też, że dyrektor FBI James Comey powiedział, iż jej odpowiedzi w czasie przesłuchania, które odbyło się na początku lipca, "były prawdomówne". Podkreśliła, że według Comeya na kilkuset mailach nie było żadnego oznaczenia, kiedy je przeglądała, i dopiero później zostały one określone jako tajne lub poufne. Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski