W czasie swojej dwudniowej wizyty w Hanoi amerykański sekretarz stanu Antony Blinken podkreślił, że relacje między Stanami Zjednoczonymi i Wietnamem przyjęły w ostatnich dekadach "niezwykłą trajektorię". Szef dyplomacji USA przyleciał do Wietnamu w miniony weekend, na dwa tygodnie przed 50. rocznicą wycofania amerykańskich wojsk z Sajgonu, które wyznaczyło klęskę Amerykanów w wojnie wietnamskiej. Dziś obie strony patrzą na konflikt sprzed lat jak na odległą historię. Zarówno Waszyngton, jak i Hanoi z niepokojem obserwują za to rosnące wpływy Chin w Azji - i to głównie z powodu ambicji Pekinu Amerykanie chcieliby zbliżenia z Wietnamczykami. Symbolem "trwałego zaangażowania" w budowanie relacji ma być ośmiopiętrowy gmach nowej amerykańskiej ambasady. Jego rozpoczęta w piątek budowa ma potrwać sześć lat i pochłonąć w sumie 1,2 mld dolarów. Wolny Indo-Pacyfik W swoich rozmowach z sekretarzem generalnym wietnamskiej partii komunistycznej, premierem i ministrem spraw zagranicznych Antony Blinken nie omieszkał poruszyć problemu łamania praw człowieka - chodzi głównie o powtarzające się aresztowania krytyków wietnamskiego rządu. Ale to nie ten temat nadał ton negocjacjom. Mimo różnic politycznych i swojego autorytarnego systemu stumilionowy kraj pozostaje bardziej liberalny od Chin, na Zachodzie widziany jest jako probiznesowy, a dla Stanów Zjednoczonych może być nieocenionym sprzymierzeńcem w ich sporze z Państwem Środka. "Skupiliśmy się na tym, jak nasze kraje mogą wspierać wolny i otwarty Indo-Pacyfik. Region, w którym będzie panował pokój, bazujący na poszanowaniu opartego na zasadach porządku międzynarodowego" - stwierdził amerykański polityk po rozmowach z najważniejszymi przywódcami Wietnamu. Blinken zauważył, że wkrótce do tamtejszej straży przybrzeżnej trafi już trzeci amerykański kuter patrolowy. Od 2016 roku USA przekazały azjatyckiemu krajowi 24 jednostki pływające oraz inny sprzęt, mający ułatwić mu kontrolę nad swoimi wodami. Gdy dziesięć lat temu Waszyngton i Hanoi podpisywały porozumienie o wszechstronnym partnerstwie, współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa morskiego była w nim kluczową kwestią. Dziś Amerykanie chcieliby zacieśnienia sojuszu do poziomu partnerstwa strategicznego, co zdaniem zachodnich obserwatorów mogłoby oznaczać także zwiększoną współpracę obronną. Równoważenie chińskich wpływów Rywalizujące z Chinami USA utrzymują w regionie Azji i Pacyfiku stałą obecność wojskową i zapewniają o swoim wsparciu dla demokratycznego Tajwanu, który władze w Pekinie uważają za zbuntowaną prowincję. Patrolują także międzynarodowe wody Morza Południowochińskiego, do którego Państwo Środka również rości sobie pretensje, ignorując prawa okolicznych krajów do ich wód terytorialnych. W ostatnich latach Waszyngton wzmocnił więzi z Japonią, Koreą Południową i Filipinami, z którymi na początku kwietnia porozumiał się w sprawie dostępu do czterech kolejnych baz wojskowych. Budowa podobnie bliskich stosunków z Hanoi byłaby poważnym problemem dla Pekinu, bo Wietnam leży w bezpośrednim sąsiedztwie wód, które Chińczycy uznają za własne. W ostatniej dekadzie Chiny zbudowały tam kilka ufortyfikowanych sztucznych wysp, a chińskie wojsko oraz marynarka i straż przybrzeżna znacznie wzmocniły swoją obecność na spornym terytorium. Wietnamczycy z obawą patrzą na działania Państwa Środka - zwłaszcza, że w 1974 roku Chiny odebrały Wietnamowi Południowemu archipelag Wysp Paracelskich. Rządzący w Hanoi pamiętają także o długiej historii chińskich najazdów, lecz mimo swojej niechęci do Chin starają się zachować równowagę pomiędzy sojuszem z Waszyngtonem a utrzymaniem poprawnych stosunków z potężnym sąsiadem. Naciski Pekinu W niedzielę rozmowy Antony’ego Blinkena w Wietnamie skomentowała gazeta "Global Times" - anglojęzyczny organ prasowy Komunistycznej Partii Chin. Tabloid zacytował eksperta, według którego Stanom Zjednoczonym zależy na zacieśnieniu sojuszu bardziej niż Wietnamowi. "Hanoi bardzo mądrze stara się uniknąć bycia użytym przez USA do konfrontacji z jego kluczowym sąsiadem, z którym łączą go istotne więzy handlowe" - miał powiedzieć Xu Liping, dyrektor Ośrodka Studiów nad Azją Południowo-Wschodnią w Chińskiej Akademii Nauk Społecznych. Partyjna publikacja skrytykowała przy okazji całą amerykańską strategię w regionie Azji i Pacyfiku. Cytowany przez hongkoński "South China Morning Post" dr Zachary Abusa, specjalista od bezpieczeństwa Azji Południowo-Wschodniej w waszyngtońskim National War College, stwierdził, że dla Wietnamu koszty zbytniego zbliżenia ze Stanami Zjednoczonymi mogłyby być "ogromne". "Chiny mają wiele różnych środków nacisku na Wietnamczyków i stale ich używają" - ocenił. Jak dodał, Wietnam w dodatku już teraz "uzyskał na relacji ze Stanami Zjednoczonymi wszystko, czego obecnie chce", w tym znaczny wzrost handlu. Wietnamskie, kontrolowane przez rząd media, ciepło komentują wizytę szefa amerykańskiej dyplomacji, ale skupiają się raczej na jego pobycie w stołecznym klubie jazzowym i restauracji oraz na kwestiach gospodarczych, niż na geopolityce. Unikają przy tym bezpośrednich odniesień do Chin, które pozostają największym partnerem handlowym Wietnamu. W sobotę premier Pham Minh Chinh zapewnił co prawda, że jego rząd chce pogłębić relacje z Waszyngtonem, ale o strategicznym partnerstwie w dziedzinie bezpieczeństwa nie wspomniał. Oznacza to, że jeśli amerykańscy dyplomaci chcą rozbudować swój sojusz militarny o kolejne państwo Azji, to czeka ich jeszcze wiele pracy. Z Bangkoku dla Interii Tomasz Augustyniak