Na pokładzie Boeinga 737-300 linii Southwest Airlines lecącego z Nowego Jorku do Dallas było 149 osób, w tym 143 pasażerów. Około godziny po starcie z lotniska La Guardia samolot został skierowany do Filadelfii, gdzie musiał lądować awaryjnie. Świadkowie relacjonowali, że w czasie lotu usłyszeli głośny wybuch, a samolot zatrząsł się. Eksplodował lewy silnik, którego fragmenty uderzyły w kadłub samolotu, tworząc dziurę w oknie. W maszynie nagle spadło ciśnienie, przez co kobieta, która przy nim siedziała, została częściowo wessana do dziury w oknie. Na szczęście nie pojawił się ogień. "Wybuchła panika. Wszyscy wrzeszczeli i krzyczeli" - powiedział Marty Martinez, jeden z pasażerów. Inny z podróżnych, Matt Tranchin, w rozmowie z CNN powiedział: "Myślałem, że nigdy nie doczekam narodzin swojego dziecka; że nie będę mógł pożegnać się z moją żoną, rodzicami. Ale jestem. Mam wielkie szczęście". Przez długi czas pasażerowie próbowali wciągnąć kobietę z powrotem do środka. Kiedy udało tego dokonać dwóm mężczyznom, natychmiast udzielono jej pomocy. 43-letnia Jennifer Riordan niestety zmarła. Trwa dochodzenie w tej sprawie Szef Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu Robert Sumwalt powiedział, że po przeprowadzonej wstępnej analizie odkryto, że w silniku brakuje jednej łopatki. W sprawie wypadku wszczęto dochodzenie, które ma wyjaśnić przyczynę zdarzenia. "To smutny dzień. Łączymy się myślami z rodziną ofiary" - powiedział dyrektor generalny linii lotniczych Gary Kelly. Bliscy Riordan opublikowali oświadczenie, w którym napisali, że "jej wpływ na wszystko i wszystkich, którzy ją otaczali, nigdy nie będzie w pełni zmierzony". Podziękowali również za wsparcie w tych trudnych chwilach.