USA: Doradca Donalda Trumpa podał się do dymisji po ataku na Kapitol
Główny doradca prezydenta USA Donalda Trumpa ds. Rosji Ryan Tully podał się do dymisji. Oczekuje się, że z powodu środowego szturmu na Kapitol wkrótce ustąpią też inni wysocy rangą członkowie Rady Bezpieczeństwa Narodowego - powiedział agencji Reutera wysoki urzędnik administracji.
Zastrzegający anonimowość urzędnik powiedział agencji Reutera, że zobowiązanie ustępującego prezydenta Donalda Trumpa do "uporządkowanego przekazania władzy" prezydentowi elektowi Joe Bidenowi 20 stycznia miało częściowo na celu zapobieżenie dalszym rezygnacjom urzędników, ale prawdopodobnie nie powstrzyma niektórych z nich.
"Błagam prezydenta"
P.o. szefa resortu bezpieczeństwa krajowego USA Chad Wolf wezwał prezydenta Trumpa do potępienia przemocy politycznej dzień po tym, jak jego zwolennicy zaatakowali Kapitol celem zablokowania procesu uznania przez Kongres porażki Trumpa w wyborach prezydenckich.
"Widzimy teraz, jak niektórzy zwolennicy prezydenta używają przemocy jako środka do osiągnięcia celów politycznych. To niedopuszczalne" - zaznaczył Wolf w oświadczeniu. Podkreślił, że nie rezygnuje ze stanowiska. "Te brutalne czyny są nieuzasadnione, błagam prezydenta i wszystkich wybranych przedstawicieli władz, aby zdecydowanie potępili przemoc, do której wczoraj doszło" - wzywał.
Mobilizacja Gwardii Narodowej
Tymczasem resort obrony USA formalnie zezwolił na zmobilizowanie ok. 6200 członków Gwardii Narodowej z sześciu stanów w północno-wschodniej części USA w celu wsparcia policji Kapitolu i innych organów ścigania w Waszyngtonie w następstwie zamieszek w Kongresie.
P.o. szefa Pentagonu Christopher Miller podpisał rozkazy dotyczące rozmieszczenia Gwardii Narodowej z Wirginii, Pensylwanii, Nowego Jorku, New Jersey, Delaware i Maryland na okres do 30 dni. Miller wyjaśnił, że celem jest pomoc w zabezpieczeniu Kapitolu i okolic podczas inauguracji 20 stycznia prezydenta Bidena. Żołnierze Gwardii Narodowej przybędą w ciągu kilku najbliższych dni.
W sumie zmobilizowano 6200 członków Gwardii, ale dokładna liczba żołnierzy, którzy faktycznie dotrą do miasta, może być mniejsza, w zależności od ich dostępności w wymienionych sześciu stanach. Gwardia nie będzie uzbrojona, ale będzie miała sprzęt bojowy i odzież ochronną - powiedział cytowany przez agencję AP urzędnik, zastrzegając anonimowość.
Decyzja zapadła nazajutrz po tym, jak rozwścieczeni i uzbrojeni demonstranci włamali się do Kapitolu, zmuszając członków Kongresu do wstrzymania trwającego głosowania w celu potwierdzenia wyboru Bidena na prezydenta, a następnie do ucieczki z izb Izby Reprezentantów i Senatu. Zginęły cztery osoby. Głosowanie zostało zakończone po usunięciu demonstrantów z budynku.
USA: Zdemolowane biura i sale Kongresu
- Wybite okna i wyważone drzwi, zdemolowane biura i sale plenarne - to wstępny bilans zniszczeń po wtargnięciu zwolenników Donalda Trumpa do Kongresu USA. Zniszczenia mogły być znacznie gorsze, bo pod budynkiem znaleziono dwie zaimprowizowane bomby.
Z zamieszczonych w mediach społecznościowych informacji wynika, że szturm zaczął się w środę przed godz. 13 czasu lokalnego (godz. 19 w Polsce), kiedy kilkudziesięciu zwolenników Trumpa starło się z kilkoma policjantami po zachodniej stronie Kapitolu. Pośród nich był - widoczny na zdjęciu - mężczyzna w ubraniu przypominającym strój szamana. Według amerykańskich mediów to Jake Angeli, aktor i zwolennik Donalda Trumpa. JIM LO SCALZOPAP/EPA
Zniszczenia mogły być znacznie gorsze, gdyby eksplodowały dwie znalezione pod Kapitolem improwizowane bomby rurowe. Jak informowała waszyngtońska policja, ładunki były podłożone pod budynkami komitetów krajowych obu partii. Policja skonfiskowała również przenośną lodówkę wypełnioną koktajlami Mołotowa.JIM LO SCALZOPAP/EPA
Do środowych wydarzeń doszło podczas marszu zwolenników Donalda Trumpa pod hasłem "Uratujmy Amerykę". Na około godzinę przed wtargnięciem wandali, Trump przemawiał do tłumu, zachęcając ich, by "nigdy nie poddawali się" w walce przeciwko sfałszowanym jego zdaniem wyborom. Wtargnięcie zwolenników prezydenta przerwało i przedłużyło proces zatwierdzania przez Kongres wyników wyborów. [PAP]JIM LO SCALZOPAP/EPA
Ostatecznie policja przy pomocy oddziałów specjalnych FBI i innych służb usunęła wandali z pomocą m.in. granatów hukowych i gazu łzawiącego.JIM LO SCALZOPAP/EPA
Zdjęcia wskazują też na to, że uczestnicy zamieszek mieli dostęp do wciąż włączonych komputerów w biurach kongresmenów. JIM LO SCALZOPAP/EPA
Po przejściu demonstrujących na podłogach biur i korytarzy pozostały poprzewracane meble i dokumenty oraz rozbite okna i lustra.JIM LO SCALZOPAP/EPA
Być może najwięcej zniszczeń uczestnicy zamieszek dokonali wewnątrz biur należących do szefowej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i jej asystentów. Jeden z wandali sfotografował się siedząc za biurkiem Pelosi, inni wymachiwali ułamanym kawałkiem szyldu z jej drzwi i chwalili się zabranymi z jej biura dokumentami i listami. JIM LO SCALZOPAP/EPA
Szef stołecznej policji poinformował w nocy, że zatrzymano dotąd 52 osoby w związku z wtargnięciem na teren Kapitolu oraz nielegalnego posiadania broni.JIM LO SCALZOPAP/EPA
Wcześniej zniszczeń dokonano w salach plenarnych obu izb Kongresu. Jeden z uczestników zamieszek został sfotografowany jak wynosi pulpit z senackiej sali obrad, jednak nie wiadomo, co stało się z meblem. Na innej z fotografii z sali obrad Senatu widać zamaskowanego mężczyznę z bronią i opaskami zaciskowymi, używanymi jako zaimprowizowane kajdanki. Inni plądrowali biurka senatorów i kongresmenów. OLIVIER DOULIERY AFP
Później kolejne grupy wandali kilkukrotnie przełamywały słabe policyjne kordony, aż wdarły się do gmachu Kongresu. OLIVIER DOULIERY AFP
W środku część wandali użyła gaśnic wobec policjantów, w wielu miejscach forsowane były też ustawione przez służby barykady. Jedno z nagrań wideo pokazuje, jak podczas próby sforsowania jednej z nich blokującej korytarz postrzelona została uczestniczka zamieszek Ashli Babitt, która później zmarła na skutek ran. Policja oddała też strzały zza barykad blokujących wejście na salę obrad Izby Reprezentantów. OLIVIER DOULIERY AFP
Grupa sympatyków Donalda Trumpa wtargnęła do Kapitolu
Do amerykańskiego Kongresu, który w środę miał zatwierdzić wyborczą wygraną demokraty Joe Bidena, wtargnęli sympatycy prezydenta Donalda Trumpa. W Waszyngtonie doszło do starć z policją. Funkcjonariusze mieli użyć gazu łzawiącego i granatów hukowych.
Po wtargnięciu zwolenników Donalda Trumpa do Kongresu część pracowników Białego Domu zrezygnowała z pracy. WILL OLIVER PAP/EPA
Media w USA zgodnie piszą o historycznym chaosie, obrazkach jak z wojny, i oceniają, że to jeden z najtrudniejszych momentów dla amerykańskiej demokracji. Trwa również dyskusja, w jaki sposób demonstrantom udało się wejść do Kongresu.MICHAEL REYNOLDS PAP/EPA
"Atak na Kapitol nie będzie tolerowany, osobom w to zaangażowanym będą stawiane zarzuty. Przemoc i niszczenie muszą się zakończyć" - napisał na Twitterze wiceprezydent USA Mike Pence.JUSTIN LANEPAP/EPA
Z najnowszych informacji przekazanych przez amerykańską policję wynika, że liczba ofiar śmiertelnych zamieszek w Waszyngtonie wzrosła do czterech. ANDREW CABALLERO-REYNOLDS/AFPAFP
Przed gmachem Kapitolu zgromadziło się w środę tysiące sympatyków prezydenta USA. Uważają oni, że wybory prezydenckie z 3 listopada 2020 roku zostały sfałszowane. Associated PressEast News
Doszło do starć z policją, która użyła gazu łzawiącego. Część demonstrantów wtargnęła do budynku Kapitolu.Associated PressEast News
Grupa protestujących wdarła się również do sali obrad Izby Reprezentantów, w tym na mównicę, oraz do biura przewodniczącej tej izby Nancy Pelosi. Część z nich była uzbrojona.AFP
Kongresmenów poproszono o założenie masek gazowych i położenie się na podłodze.AFP
O północy polskiego czasu w Waszyngtonie rozpoczęła się godzina policyjna. Decyzją władz spokój na ulicach miasta egzekwować ma oprócz policji Gwardia Narodowa. AFP
Przy Kapitolu znaleziono materiały wybuchowe. Policja je zabezpieczyła. Z powodów bezpieczeństwa ewakuowano także biuro Partii Demokratycznej w Waszyngtonie.AFP
Na działania grupy swoich sympatyków zareagował Trump, apelując na Twitterze o zachowanie spokoju. "Służby są po stronie naszego kraju" - napisał.AFP
Szefernaker w "Graffiti" o sytuacji w USA: Są to sprawy wewnętrzne Stanów ZjednoczonychPolsat NewsPolsat News