Ostatnio zaprosił do swego domu ekipy telewizyjne, oprowadzał je po okolicy, jak na prawdziwego gospodarza włości przystało. - Widziałem tu lisa i prawie wszystkie gatunki ptaków. To wprost wymarzone miejsce, by przyjść i pomyśleć na temat budżetu - zwierzał się Bush. Prezydent ubrany w dżinsy, przepocony podkoszulek i kowbojski kapelusz pokazywał też, jak się ścina drzewo piłą łańcuchową. W pobliżu czuwał lekarz, pielęgniarka, ochroniarze i specjalny agent, który jak cień nosi za prezydentem walizeczkę z kodami startowymi rakiet atomowych. - Naprawdę lubię to ranczo, ale lubię też wyzwania, jeśli by tak nie było, to na pewno nie startowałbym w wyborach prezydenckich - mówił Bush. W listopadzie gościem na teksańskim ranczu będzie prezydent Rosji - Władimir Putin. W zaciszu przyrody przywódcy obu mocarstw będą dyskutować o problemach rozbrojenia i planach budowy przez USA antyrakietowej tarczy.