W Kongresie, który w czwartek inauguruje 113. kadencję, Republikanie zachowali przewagę w Izbie Reprezentantów, a Senat pozostał w rękach Demokratów. Dotychczasowy Kongres był często krytykowany jako najmniej skuteczny w ciągu ponad 60 lat. Na przełomie roku w ostatniej chwili udało się osiągnąć tymczasowe porozumienie zwiększające obciążenie podatkowe najbogatszych, a oszczędzające klasę średnią i najbiedniejszych. Dzięki temu Amerykanie uniknęli na razie klifu fiskalnego - automatycznej podwyżki podatków i cięć wydatków budżetowych, co groziło recesją. Nowy Kongres czekają obecnie podobne batalie w sprawie zwiększenia limitu długu publicznego, który wynosi obecnie 16,4 biliona dolarów, i cięć wydatków m.in. na wojsko i programy federalne. Kluczowe będą dwa najbliższe miesiące, ponieważ Kongres tylko na osiem tygodni odroczył automatyczne cięcia w wydatkach, które miały zacząć obowiązywać od początku roku. Boehner został wybrany na drugą kadencję, mimo że najbardziej konserwatywni Republikanie krytykowali go ostatnio za porozumienie w sprawie klifu fiskalnego wynegocjowane przez poprzedni Kongres i prezydenta Baracka Obamę. Potem dostało mu się od Republikanów reprezentujących stany położone na północnym wschodzie za odłożenie głosowania nad pakietem pomocowym dla ofiar niszczycielskiego huraganu Sandy. Boehner zapewnił, że głosowania odbędą się do połowy miesiąca. Kongres nigdy nie był tak sfeminizowany jak obecnie - w Izbie Reprezentantów zasiada 81 kobiet, a w Senacie - 20; w sumie kobiety stanowią 19 proc. składu obu izb. W porównaniu z poprzednią kadencją panie zyskały siedem mandatów. Po listopadowych wyborach w Senacie zasiądzie 12 nowych członków, a w Izbie Reprezentantów - 82, w tym 47 Demokratów i 35 Republikanów.