Prezydent USA Donald Trump, po trzech godzinach od zdarzenia, nie zostawił wątpliwości i wtorkowy atak nazwał "atakiem terrorystycznym". Burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio: "To był tchórzliwy akt terroryzmu. Zginęło co najmniej osiem osób". Sprawcą miał być młody kierowca rozpędzonego samochodu typu truck, który wjechał w tłum spacerowiczów i rowerzystów na ścieżce rowerowej. Miał też strzelać do ludzi przez odsunięte szyby w pojeździe. Amerykańskie media donoszą, że miał przy sobie dwa pistolety. Jeden ze świadków powiedział, że ciężarówka zderzyła się też z mikrobusem i jeszcze jednym pojazdem. Policja potwierdza, że zatrzymano jedną osobę - kierowcę. Miał zostać postrzelony przez policjantów. Ulice otaczające miejsce zdarzenia (West Street i Chambers Street; nieopodal pomnika ofiar zamachu z 11 września 2001 roku) są zamknięte. 29-letni sprawca ataku jechał wynajętą furgonetką. Po przejechaniu ok. 20 przecznic mężczyzna wysiadł z pojazdu wymachując dwoma pistoletami, które okazały się pistoletami-zabawkami. Krzyczał "Allahu akbar"! (Bóg jest wielki). Został postrzelony przez funkcjonariusza policji w brzuch i przebywa w szpitalu. Chaotycznej wypowiedzi udzielił jeden ze świadków zdarzenia telewizji CBS. "Pamiętam uciekających ludzi i dwa samochody - biały i żółty. Widziałem też policjantów, którzy szybko zareagowali. Słyszałem strzały. Dwoje ludzi padło na ziemię. Nie ruszali się. Nie wiem, co się z nimi stało. Widziałem też strzelca, ale od tyłu. Niewiele pamiętam". Po godzinie od zdarzenia pierwsze doniesienia medialne mówiły o przynajmniej sześciu ofiarach śmiertelnych i wielu rannych. Godzinę później burmistrz Nowego Jorku powiedział, że co najmniej osiem osób nie żyje.