Agencja Reutera cytuje dwóch chcących zachować anonimowość przedstawicieli Pentagonu, którzy podkreślili, że atak piratów internetowych najpewniej nie stanowił zagrożenia dla bezpieczeństwa. Przyznali oni jednak, że wprawia on CENTCOM w zakłopotanie. Biały Dom poinformował, że bada zakres ataku. Państwo Islamskie (IS), które jeszcze kilka miesięcy temu funkcjonowało pod nazwą Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu (ISIS), kontroluje spore obszary w Syrii i Iraku. CENTCOM, które ma siedzibę na Florydzie, kieruje działaniami sił zbrojnych USA na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej, w tym nalotami wymierzonymi w cele IS w Iraku i Syrii. "W imię Allaha, najbardziej miłosiernego i najbardziej litościwego, CyberKalifat kontynuuje swój CyberDżihad" - napisano na koncie CENTCOM na Twitterze. Na czarnym zdjęciu profilowym widniała flaga dżihadystów, rysunek bojownika i napisy "Kocham cię ISIS" i "CyberKalifat". W kilku wpisach na Twitterze hakerzy ostrzegli amerykańskich żołnierzy, by "uważali", i opublikowali nazwiska amerykańskich generałów oraz ich adresy. W czasie trwania ataku agencje prasowe informowały, że hakerzy umieścili w sieci m.in. domniemane dane wywiadowcze dotyczące Chin i Korei Północnej. Nawiązywano do postów o nazwie: "Sieć Pentagonu zhakowana! Chińskie scenariusze" i "Sieć Pentagonu zhakowana. Koreańskie scenariusze". Na profilu CENTCOM na YouTubie hakerzy zamieścili dwa nagrania, w których nawiązywano do IS. W komunikacie CENTCOM potwierdziło, że doszło do ataku, oraz zapewniło, że podejmowane są odpowiednie kroki w tej sprawie. Wkrótce profile centralnego dowództwa na Twitterze i YouTubie zostały zawieszone. Przedstawiciele Pentagonu, na których powołuje się agencja Reutera, twierdzą, że nie wydaje się, by opublikowane obrazy zawierały tajne informacje lub stanowiły zagrożenie dla bezpieczeństwa. W czasie, gdy doszło do ataku hakerów, prezydent Barack Obama przedstawiał w Federalnej Komisji Handlowej propozycje, których celem jest skuteczniejsza ochrona USA przed zagrożeniem cybernetycznym.