W Mosulu, stolicy prowincji Niniwa, i wokół niego niemal codziennie dochodzi do zamachów bombowych i strzelanin. Tamtejsi rebelianci wykorzystali spory toczące się między Arabami a Kurdami do umocnienia się, choć ich wpływy w innych częściach kraju osłabły. Konflikt dotyczący kontroli nad bogatym w ropę naftową regionem między rządem centralnym w Bagdadzie a władzami autonomicznego Kurdystanu grozi wybuchem wojny - ostrzegają eksperci. Według Caslena, te tarcia są jednym z największych zagrożeń dla Iraku. Amerykański wojskowy ostrzegł, że sytuacja "z pewnością doprowadzi do zabójczego użycia siły na tle etnicznym między Kurdami a Arabami". Od końca czerwca, kiedy amerykańskie siły w Iraku wycofały się z miast, liczba ataków w Mosulu spadła do średnio 29 tygodniowo z 42 przed ewakuacją - poinformował Caslen, który za pośrednictwem łącza satelitarnego rozmawiał z dziennikarzami w Pentagonie. Zwrócił jednak uwagę, że mimo zmniejszenia liczby aktów terroru wzrosła "zdolność (Al-Kaidy i jej sojuszników) do przeprowadzania spektakularnych ataków". Dlatego "po 30 czerwca widać wzrost liczby ofiar" - zaznaczył generał, nie podając konkretnych liczb. Przywództwo Al-Kaidy koncentruje się w północnym Iraku, przede wszystkim w Mosulu, a amerykańskie operacje na początku tego roku osłabiły to ugrupowanie - ocenił Caslen. Ale ostatnie ataki - zastrzegł - wskazują, że bojownicy Al-Kaidy "nadal mają możliwości zrekonstruowania swojej siły bojowej, jeśli to konieczne". W wywiadzie dla agencji AFP Dżamal Taker Bakr, generał irackiej policji we wchodzącej w skład Kurdystanu prowincji Tamim ze stolicą w Kirkuku, oświadczył kilka dni temu, że żołnierze USA powinni zostać w regionie po grudniu 2011 roku, czyli po terminie całkowitego wycofania tych sił z Iraku.