Dwupiętrowy dom, zajmowany przez grupę co najmniej kilkanastu młodych osób, głównie studentów Uniwersytetu Południowokarolinskiego i uczniów, wypalił się do szczętu. Według policji i straży pożarnej, w zgliszczach nie pozostały już żadne zwłoki, ale kilka osób, przewiezionych do szpitala w stanie ciężkim, nadal walczy o życie. Szóstka uratowanych, którym udało się wyjść z opresji bez większego szwanku, została już wypuszczona do domów. Paczka przyjaciół zaproszona została na weekend przez córkę właściciela domu. Świadkowie mówią o dramatycznych scenach, jakie rozegrały się w palącym budynku. Jeden chłopak ocalił życie skacząc z piętra płonącego budynku do kanału, ale dziewczyna, którą błagał, by poszła w jego ślady, pozostała wewnątrz. Najodważniejsi z uratowanych próbowali przedrzeć się przez płomienie do środka, by ocalić pozostałych. Strażacy musieli stoczyć z nimi walkę, by nie dopuścić do dalszych tragedii. W trakcie akcji gaśniczej doszło w środku do eksplozji. W pobliżu miejsca tragedii zgromadzili się członkowie rodzin uczestniczących w prywatce studentów, trzymani na dystans przez strażaków i policjantów.