20-letni Grant Brace zmarł w sierpniu 2020 roku. Jak przyznali prawnicy reprezentujący rodzinę zmarłego, trenerzy nie pozwolili Grantowi napić się wody podczas zajęć. Co więcej w pozwie znalazł się zapis, że sportowcy byli szantażowani przez szkoleniowców - w przypadku niesubordynacji mogli zostać wyrzuceni z drużyny. Zarzuty wobec trenerów Jak informują adwokaci rodziny, chłopak był zestresowany i źle znosił ćwiczenia na kampusie. Miejsce, w którym odbywał się trening było nazywane przez studentów "Wzgórzem kary". W pozwie przypomniano, że pomimo potrzeb zdrowotnych, które miał 20-latek, dwóch trenerów szydziło z niego, gdy prosił o przerwę na wodę, twierdząc, że "nie jest nikim wyjątkowym, by traktować go inaczej niż pozostałych zawodników". "Doznając udaru cieplnego, Grant błagał o wodę" - można przeczytać w pozwie. Prawnicy wspominają, że Grant informował, że źle się czuje. Po całym zdarzeniu trenerzy krzyczeli na niego. Podczas gdy, drużyna wróciła z treningu, Grant Brace poszedł szukać wody. Niestety, będąc w drodze, upadł i zmarł. Uczelnia nie chce sprawy w sądzie: Zaproponowała zadośćuczynienie Władze uczelni podkreśliły, że uniwersytet wygrałby proces, gdyby taki się odbył. Jednak zdecydowano o polubownym rozwiązaniu, bo, jak przekazał rzecznik, "proces byłby długi, trudny i kosztowny". - Mamy szczerą nadzieję, że rozwiązanie tej sprawy na wczesnym etapie procesu prawnego zapewni rodzinie Brace pewien spokój i uzdrowienie - cytuje przedstawiciela uniwersytetu Jerry'ego Jacksona stacja BBC. CZYTAJ TAKŻE: Pokazała na wykładzie wizerunek Mahometa. Została zwolniona Władze zadeklarowały, że uczelnia weźmie udział w programie szkoleniowym w zakresie świadomości rozpoznawania udaru cieplnego. Czytaj też: Wypłaty 14. emerytury. Kto i kiedy może spodziewać się dodatku?