Przypomnijmy, że we wtorek, 16 lipca, Parlament Europejski zatwierdził wybór Ursuli von der Leyen na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej. Jej kandydaturę poparło 383 europosłów, przeciwko było 327, a od głosu wstrzymało się 22. Niemka jest pierwszą kobietą w historii, która obejmie to stanowisko. Niemcy: Nikt nie nadaje się bardziej Środowa prasa niemiecka w swych komentarzach po zatwierdzeniu przez Parlament Europejski Ursuli von der Leyen na stanowisku przewodniczącego Komisji Europejskiej skupia się na trudnych wyzwaniach, jakie stoją przed nową szefową KE. "Nikt bardziej nie nadaje się na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej niż von der Leyen. Ale. Jest też sporo ważnych powodów, dla których aż tylu ludzi, czując się Europejczykami, sceptycznie spogląda w stronę biurokratycznego potwora, jakim jest Bruksela. W żadnym innym miejscu świat polityki nie jest bardziej wyniosły i oderwany od rzeczywistości, jak w stolicy UE" - zauważa tabloid "Bild". Nadmienia przy tym, że von der Leyen ma niewiele czasu, by zmienić Brukselę, zanim Bruksela zmieni ją. "Przy całej krytyce Brytyjczyków, to, że jeden z najbogatszych krajów, najbogatszego kontynentu nie chce być częścią odnoszącego największe sukcesy modelu społecznego - to także niepowodzenie UE" - konstatuje "Bild". Lewicowo-liberalny "Sueddeutsche Zeitung" przypomina obietnice złożone przez von der Leyen, które miały przekonać wahających się europosłów: ochrona klimatu, równouprawnienie płci, opodatkowanie koncernów internetowych, wzmocnienie praw pracowniczych, ratowanie migrantów, system azylowy. "Jeśli to wszystko zrealizuje, UE będzie lepszym miejscem. Ale czy będzie potrafiła?" - pyta sceptycznie dziennik. "Jedność Europy pozostawia wiele do życzenia. Wszystkie obszary, które von der Leyen wymieniła są przedmiotem sporów między 28 krajami członkowskimi" - uzasadnia. Konserwatywny "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zwraca uwagę na inny aspekt wyboru niemieckiej kandydatki. "Przewodnictwo von der Leyen w Komisji Europejskiej to złamanie dotychczasowych zwyczajów na wielu płaszczyznach. Jest pierwszą Niemką na tym stanowisku od ponad 50 lat. To, że jej narodowość nie odgrywała właściwie żadnej roli w debacie, która toczyła się przez ostatnie dni, nie przyciągnęło uwagi opinii publicznej. Tymczasem jest to mocny dowód na to, jak współpraca w UE wygładza historyczną nieufność. Jeszcze 20 lat temu głównym zarzutem wobec niemieckiego kandydata w Brukseli (i Berlinie) byłoby to, że jest Niemcem" - zwraca uwagę dziennik. Berliński "Tagesspiegel" z ulgą konstatuje, że sukces von der Leyen oznacza jednocześnie uchronienie UE przed ciężkim instytucjonalnym kryzysem. "To, że uzyskała ona większość, wynika z mądrości reprezentowanych w PE socjaldemokratów. Mimo pretensji o sposób, w jakim doszło do jej nominacji wielu z nich - z wyjątkiem przedstawicieli niemieckiej SPD - zdecydowało się poprzeć von der Leyen. Inaczej się nie dało - nie było bowiem 'planu B' na wypadek porażki niemieckiej kandydatki" - analizuje liberalna gazeta, postulując jednocześnie zakotwiczenie zasady spitzenkandidaten w europejskich aktach prawnych, by uniknąć podobnej szarpaniny w przyszłości. Francja: Wybór bez entuzjazmu Francuscy komentatorzy niejednoznacznie oceniają wybór Ursuli von der Leyen na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej. Dla jednych będzie ona atutem dla Europy, inni przypominają jej potknięcia, gdy była niemiecką minister obrony. Prezydent Francji Emmanuel Macron uznał, że wtorkowe zatwierdzenie przez Parlament Europejski von der Leyen jako szefowej KE pozwala "być dumnym z Europy". Po ogłoszeniu wyników Macron napisał do nowej przewodniczącej: "Dziś jest pani twarzą Europy, zaangażowania, ambicji i postępu. Możemy być dumni z Europy. Będziemy przy pani, żeby pchać Europę do przodu". Większość francuskich komentatorów zauważa jednak, że wybrano von der Leyen "bez entuzjazmu" bardzo niewielką większością i przypomina jej kłopoty jako szefowej niemieckiego resortu obrony. Dla prezesa fundacji im. Roberta Schumana, Jeana Dominique'a Giulianiego "von der Leyen to dobry wybór". W biuletynie fundacji napisał, że najwyższy czas, by Europa na najwyższe stanowisko wybrała kobietę. "Może to przyćmić próżną konkurencję dominujących samców między prezydentami USA, Rosji i Chin" - dodał. "Raz jeszcze Unia spektakularnie dementuje wypowiedzi tych wszystkich, którzy z powodu ignorancji lub złośliwości, nie są w stanie przyznać, że UE pracuje, chroni, obiecuje i spełnia obietnice. I choć można ją jeszcze ulepszyć, to jej dokonania są poważne" - podkreśla Giuliani. Większość komentarzy na temat wyboru Niemki na szefową KE ma ton bardziej sceptyczny. "Wybrana ledwo, ledwo" - informowało radio France Info. "Wybrana bez entuzjazmu Ursula von der Leyen naraża się na trudne początki na czele Komisji" - tytułuje swój artykuł dziennik "Le Monde". "Dobra uczennica, ale jej nie lubią" - wtóruje "Le Figaro". Berliński korespondent "Le Monde" stwierdza, że "przed 'renesansem brukselskim' w Niemczech coraz bardziej psuła się reputacja" von der Leyen "szczególnie od czasu, gdy objęła szefostwo resortu obrony". Według dziennikarza "von der Leyen pokazuje, że nie ma przeszkód, by bliski niełaski polityk skorzystał z nieoczekiwanego powrotu do chwały". Komentator France Info zauważa, że "choć trzy najważniejsze frakcje w PE - Europejska Partia Ludowa, socjaliści oraz liberałowie z Odnowić Europę - oficjalnie poparły kandydaturę Niemki, to wynik głosowania oznacza, że wielu deputowanych nie zastosowało się do instrukcji swych grup". Brukselski korespondent dziennika "Liberation", uchodzący za wielkiego znawcę UE Jean Quatremer przypisuje akceptację PE temu, że przemówienie von der Leyen było "bardziej socjaldemokratyczne i ekologiczne niż konserwatywne". Dziennikarz podkreśla, że nowa przewodnicząca "uniknęła drętwej mowy". Dotychczasowa kariera von der Leyen wskazuje wszelako "na wielką umiejętność dokonywania akrobatycznych uników" - oceniła w debacie France Info Marion Mourgue z "Le Figaro". Zarówno francuscy krytycy, jak i zwolennicy nowej przewodniczącej KE z satysfakcją podkreślają jej doskonałą znajomość mowy Moliera. Węgry: Głosy Fideszu kluczowe Głosy rządzącej na Węgrzech koalicji Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (Fidesz-KDNP) były potrzebne do wyboru Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej i partie te mają wobec niej oczekiwania - pisze w środę prasa węgierska. Prorządowy dziennik "Magyar Nemzet" wskazuje, że węgierska koalicja rządząca ma w Parlamencie Europejskim 13 mandatów, a von der Leyen uzyskała stanowisko, zdobywając tylko o dziewięć głosów więcej, niż wynosiła wymagana większość. Gazeta zwraca uwagę, że przewodniczący delegacji Fideszu-KDNP w PE Tamas Deutsch jeszcze przed głosowaniem sformułował trzy oczekiwania wobec Niemki: uznanie i wspieranie wysiłków państw członkowskich broniących granic zewnętrznych UE, poszanowanie tożsamości narodowej i konstytucyjnej suwerenności państw członkowskich oraz nie karanie, lecz popieranie rozwijających się szybciej od przeciętnej w UE krajów środkowoeuropejskich. Komentator dziennika Levente Sitkei ocenił jednak, że w swym przemówieniu, które można interpretować na wiele sposobów, von der Leyen nie udzieliła odpowiedzi na żadne palące pytanie. Von der Leyen "występuje jako obrończyni interesów Europy, ale pozostawia otwartym, co to konkretnie znaczy. W takiej sytuacji warto zamienić słowo 'europejski' na 'niemiecki', wtedy będziemy bliżsi prawdy" - zauważył Sitkei. Według niego nowa szefowa KE zapewne będzie starała się realizować ten sam plan, co wcześniej Jean-Claude Juncker, "lawirując w wichurze wzbudzonej przez mocarstwa, zaprzeczając niezaprzeczalnemu: że Unia Europejska nie jest jednolitą wspólnotą, tylko sojuszem interesów krajów członkowskich, w którym ostatnie słowo zawsze należy do Niemców". Także dwa inne dzienniki - prorządowy "Magyar Hirlap" i lewicowy "Nepszava" - zwróciły uwagę na brak konkretów w przemówieniu von der Leyen, akcentując zwłaszcza, że nie powiedziała, czy popiera prowadzoną wobec Polski i Węgier procedurę z art. 7 unijnego traktatu. "Magyar Hirlap" dodaje przy tym, że z liczb wynikało, iż von der Leyen bardzo potrzebuje 26 głosów Prawa i Sprawiedliwości, ale "do ostatniej chwili nie było pewne, czy je otrzyma, gdyż kierownictwo partii groziło innym partiom poważnymi konsekwencjami" z powodu odrzucenia kandydatury byłej premier Beaty Szydło (PiS) na stanowisko szefowej komisji zatrudnienia. Czechy: Musiała się przypodobać Nowa przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen to nie tylko pierwsza kobieta na tym stanowisku, ale też pierwsza szefowa KE, której nie powołała "wielka koalicja" socjalistów i chadeków w Parlamencie Europejskim - piszą "Lidove Noviny". W środowym komentarzu Zbyniek Petraczek z "LN" zwrócił uwagę, że zabiegając o zatwierdzenie na stanowisko, von der Leyen "nie przemawiała jak zwycięzca wyborów, ale jako ta, która musi się przypodobać". Według publicysty, Niemka zabiegała o głosy socjalistów, mówiąc o płacy minimalnej i europejskim podatku, a Zielonym chciała się przypodobać, mówiąc o neutralności klimatycznej UE do 2050 roku. Autor komentarza uważa, że pod uwagę trzeba też brać fakt, że w Niemczech już wkrótce może rządzić koalicja Zielonych, socjalistów i postkomunistów. "Dopiero wówczas mogą wybuchnąć orgie socjalnego i zielonego postępu. Gdy CDU znajdzie się w kraju w opozycji i nie będzie musiała się do nikogo wdzięczyć, przewodnicząca KE von der Leyen będzie mogła funkcjonować także jako racjonalna przeszkoda wobec radykalnych Niemiec" - wskazuje Petraczek. Podsumowując wtorkowe obrady PE, czeskie media zwracają uwagę na wpis premiera Andreja Babisza na Twitterze, w którym pogratulował on von der Leyen. "Po raz pierwszy na czele KE stanie kobieta i to kobieta bardzo kompetentna" - napisał szef rządu. Podkreślił, że popierał jej wybór i teraz oczekuje współpracy w Radzie Europejskiej. "Mam nadzieję, że niedługo będziemy mieć okazję osobiście przedyskutować nasze oczekiwania wobec UE" - napisał czeski premier.