świętował w poniedziałek z setkami przyjaciół i zwolenników, którzy za udział w uroczystości zapłacili nawet 30 tys. dolarów. Zapowiadając solenizanta senator Massachusetts John Kerry powiedział: - Zapytałem Baracka Obamę, co chciałby dostać na urodziny. Odpowiedział, że Indianę, Kolorado i Wirginię. W tych trzech stanach Obama wciąż nie jest pewny poparcia, które zapewniłoby mu zwycięstwo podczas wyborów 4 listopada. Impreza miała charakter charytatywny. Wzięło w niej udział około 850 osób, które za bilety zapłaciły od 1 do ponad 4 tys. dolarów. Więcej musieli wydać ci, którzy zdecydowali się zjeść obiad z solenizantem. Ta przyjemność kosztowała 15 tys. dolarów, lub - w przypadku par - 28,5 tys. dolarów. Obama otrzymał dwa prezenty: hawajską koszulkę z logo drużyny baseballowej z Bostonu - Red Sox, którą nosić ma podczas wakacji na Hawajach, gdzie się urodził. - Trochę to bolesne, bo jestem kibicem White Sox - przyznał Obama, odwołując się do drużyny z Chicago, której jest fanem. Rozczarowanie trwało krótko: drugi prezent okazał się koszulką z emblematem White Sox. Uroczystość miała miejsce w sali balowej na 33 piętrze drapacza chmur w centrum Bostonu. Dla kandydata na prezydenta zaśpiewał piosenkarz Harry Connick Jr. wraz ze swoją 10-letnią córką Kate, a później cała sala odśpiewała "Happy Birthday".