To miała być rutynowa kontrola lekarska. 26-letnia Farah Cacanindin z High Wycombe w hrabstwie Buckinghamshire (Wielka Brytania) zamówiła taksówkę, by dojechać do szpitala. Po kilku minutach jazdy nagle rozpoczęła się akcja porodowa. Poród w taksówce Kierowca taksówki chciał się wówczas zatrzymać na poboczu, przyszła mama uznała jednak, że dotrą na czas do szpitala. Choć nie była to znacząca odległość, dziecko zdążyło w tym czasie przyjść na świat. Jak wspomina 26-latka w rozmowie z "The Sun" - nie zdążyła nawet w pełni poczuć bólu, kiedy było już po wszystkim. Błyskawiczna akcja porodowa zakończyła się więc w taksówce. Kobieta owinęła swoje dziecko w kurtkę i kiedy zajechała przed szpital, wprawiła w osłupienie zespół medyczny. - Położne na nas czekały, bo taksówkarz zaalarmował szpital, że trwa akcja porodowa, a my zbliżamy się do placówki. Kiedy zobaczyły mnie z dzieckiem na rękach były w szoku - mówi serwisowi 26-latka. Firma taksówkarska wystawiła rachunek Historia nie kończy się jednak w tym miejscu. Kilka dni po szczęśliwym finale porodu, kiedy młoda mama cieszyła się z narodzin dziecka, otrzymała rachunek od firmy taksówkarskiej. Koszt? 90 funtów. 30 funtów to cena za nieopłacony przejazd, 60 to z kolei koszt sprzątania samochodu po akcji porodowej. - Rozumiem, że narobiłam bałaganu, ale obciążanie mnie tymi kosztami uważam za bezczelne - skarży się kobieta. Do sporu nie odniosła się poproszona o komentarz przez serwis firma taksówkarska.