Trzy dni później druga bomba spadła na Nagasaki, po kolejnych sześciu dobach Japończycy poddali się. W dzisiejszej ceremonii uczestniczyli politycy, dygnitarze, dzieci oraz ludzie, którzy przeżyli tragedię. Jak zwykle zabrzmiał Dzwon Pokoju, a zebrani uczcili minutą ciszy pamięć ofiar. Burmistrz Hiroszimy apelował do świata o powstrzymanie zbrojeń nuklearnych i zaprosił do swego miasta prezydenta USA George'a W. Busha, by - jak powiedział - amerykański przywódca na własne oczy przekonał się, jak niszczycielskie skutki może mieć broń jądrowa. 6 sierpnia 1945 roku amerykańska latająca forteca B-29 zrzuciła na Hiroszimę bombę uranową o niszczącej sile równej eksplozji 20 tysięcy ton trotylu. Zanim załoga bombowca wróciła na lotnisko w Tinianie - jednej z wysp archipelagu Marianów - w Hiroszimie zginęło 70 tysięcy ludzi. Kolejne 120 tysięcy umarło w wyniku poparzeń i skutków choroby popromiennej. Jednak skutki eksplozji sprzed 57 lat do dziś powiększają liczbę ofiar. Było to pierwsze w historii bojowe zastosowanie broni nuklearnej. Trzy dni później, 9 sierpnia, kolejną bombę, tym razem plutonową, Amerykanie zrzucili na Nagasaki. Zginęło 100 tysięcy mieszkańców. Japończycy też byli bliscy zbudowania bomby Tegoroczne obchody, upamiętniające ofiary ataku atomowego na dwa japońskie miasta - Hirosimę i Nagasaki - zbiegły się w czasie z ujawnieniem, że pod koniec wojny także Japończycy byli bliscy uzyskania własnej bomby. Prasa ujawniła, że rząd USA zwrócił Tokio tajne materiały, wywiezione z Japonii ponad 50 lat temu. Jak podaje dziennik "Asahi Shimbun", 23 strony przekazanych przez Waszyngton dokumentów świadczą o tym, że japońscy naukowcy bliscy byli wyprodukowania własnej bomby jądrowej, choć o stosunkowo niewielkiej sile rażenia. Naukowcy z tokijskiego instytutu, gdzie prowadzono badania, 14 sierpnia 1945 r. przekazali materiały do przechowania fizykowi Kazuo Kurodzie. Kuroda w 1949 r. emigrował do USA i dokumenty odnaleziono po jego śmierci w ubiegłym roku. Zostały odesłane do Tokio. Marsz Pokoju w rocznicę wybuchu Dziś dziesiątki buddyjskich mnichów złączyło ręce w rozpoczynającym się Marszu Pokoju. Wyruszają z pakistańskiego miasta Texila, dawniej centrum ruchu buddyjskiego, oddalonego o ok. 35 km od Islamabadu. Uczestniczą w nim buddyjscy mnisi z Japonii, Rosji, Ukrainy i Kazachstanu. Marsz potrwa trzy miesiące i ma zwrócić uwagę nuklearnych potęg regionu - Pakistanu i Indii - na niebezpieczeństwa, jakie ze sobą niesie zastosowanie broni jądrowej.