Do zdarzenia doszło w sobotni wieczór. Około godziny 19:20 zaparkowany na poboczu samochód, w którym znajdowała się kobieta z dwójką dzieci i psem Milo zaczął staczać się po pochyłej drodze do rzeki. Najpewniej przypadkowo zwolniony został hamulec ręczny. "Nie jestem bohaterem" Samochód wpadł do rzeki i zaczął nabierać wody. Ojciec dzieci, Bart Waszczewski, który na moment wyszedł z auta, zobaczył co się stało i ruszył na ratunek. W pojedynkę nie był jednak w stanie wybić szyby, ani wyciągnąć samochodu z powrotem na brzeg. Wówczas z pomocą ruszył przejeżdżający obok Piotr Smoleński. 35-latek zatrzymał pojazd i bez chwili zastanowienia wskoczył do wody. "Robiłem co mogłem, ale samemu nie dałbym rady ich ocalić. Może wyciągnąłbym jedną osobę, może dwie. Wtedy dołączył do mnie Piotr. Dzięki niemu wszyscy przeżyli" - relacjonował ojciec uwięzionych w aucie dzieci. "Nie jestem bohaterem, jestem zwykłym człowiekiem. Każdy zrobiłbym na moim miejscu to samo" - odparł dzielny 35-latek. "Po prostu pomóżcie" Szczęśliwie jedno z okien było częściowo otwarte. Piotr Smoleński zdołał je wyłamać i wyciągnąć pierwsze z dzieci. Chwilę później wrócił po drugie, na końcu uratował ich matkę. Rodziną zaopiekowali się przechodnie, którzy szybko zgromadzili się wokół miejsca zdarzenia. O własnych siłach na brzeg dotarł również czworonożny Milo. Następnie ocaleni zostali zabrani do szpitala na badania. Ich zdrowiu nic nie zagraża, pozostanie jednak trauma. O wielkich emocjach mówił też ich wybawca. "Mieliśmy sekundy, żeby im pomoc. Ludzie, róbcie tak samo. Kiedy widzicie kogoś w potrzebie, po prostu pomóżcie. Wciąż jestem w szoku, ale jest ok. Najważniejsze, że wszyscy są bezpieczni" - podsumował 35-latek, o którym mówią irlandzkie media. Panie Piotrze, czapki z głów!