Premier Włoch Silvio Berlusconi nie krył ulgi, że pozbywa się tego ciężaru. Mina premiera Irlandii Berthie Aherna też mówiła sama za siebie. Zapowiedział już, że Irlandia nie będzie ponaglać negocjacji. - W marcu zobaczymy w jakim punkcie się znajdujemy i może wtedy... - nie dopowiedział irlandzki premier. Los konstytucji europejskiej jest teraz bardzo niepewny. Mimo, że polska delegacja próbuje przekonywać, że nic strasznego się nie stało, to jednak mamy do czynienia z kryzysem w Unii Europejskiej. Nie ustalono przecież daty kiedy dyskusja w sprawie tego dokumentu zostanie wznowiona. Może rzeczywiście stanie się to podczas irlandzkiego przewodnictwa, choć premier Szwecji Goeran Persson powiedział już, że nastąpi to dopiero w roku 2005. Tę kontrowersyjną kwestię będzie więc można odkładać. Wydaje się, że niektórym krajom taka sytuacja jest na rękę, jak np. Polsce, bo dopóki nie uchwalono konstytucji to obowiązywać będzie system nicejski. Podoba się to paradoksalnie także Francji - Paryż nie będzie musiał przeprowadzać referendum w sprawie konstytucji, które prawdopodobnie zakończyłoby się fiaskiem. Poza tym nie ma żadnych nowych elementów, które świadczyłyby o tym, że ktokolwiek w najbliższym czasie zamierza zmienić obecne stanowisko. - Nigdy - jak dotąd - nie udało się uzgodnić unijnego traktatu w ciągu jednej prezydencji; z tego punktu widzenia, na tle dotychczasowych doświadczeń, na szczycie w Brukseli nie stało się nic szczególnego - powiedział premier Miller na konferencji w Brukseli. Podkreślił, że dzisiaj zakończył się pierwszy etap konferencji międzyrządowej tej w sprawie, a dyskusja o przyszłości Europy i o rozwiązaniach zawartych w projekcie Traktatu Konstytucyjnego będzie dalej toczona już za prezydencji irlandzkiej. - Dyskusja o przyszłości Europy będzie dalej trwała. Podkreślił, że "nie było presji ani niechęci" zarówno w rozmowach dwustronnych, jak i plenarnych obradach szczytu. - Ten klimat dobrze rokuje w dalszych rozmowach i w dalszych pracach - powiedział. Pojawiają się już głosy przypisujące poszczególnym państwom winę za fiasko szczytu. Jako głównego winnego najczęściej wymienia się rząd Leszka Millera, jego upór i brak gotowości do jakiegokolwiek kompromisu. Przypomina się, że Miller dał się zapędzić w kozi róg. Korespondentka RMF rozmawiała z przedstawicielem Parlamentu Europejskiego na tym posiedzeniu. Nie ma on wątpliwości kto jest głównym winowajcą. - Sądzę, że odpowiedzialna za fiasko jest Polska, która zadeklarowała, że nie może zrobić ruchu ani o milimetr, i że Miller nie może wrócić do siebie bez Nicei - mówił. Oczywiście w takich wypadkach wina jest bardziej rozłożona. Przecież także Francja i Niemcy nie zrobiły żadnego ruchu w naszym kierunku. Na szczycie doszło do kompletnego załamania się rozmów. Włoscy dyplomaci powiedzieli, że Rzym (Włosi w tym roku przewodniczą obradom UE) - wycofał się z prezentowania nowych propozycji, bo dotychczasowe rozmowy nie przyniosły żadnych rezultatów. Wcześniej włoski premier Silvio Berlusconi powiedział dziennikarzom, że Polska i Hiszpania są "otwarte na rozważenie innych możliwości" niż nicejski system głosowania w Radzie UE. Rzecznik polskiego rządu nazwał tę wypowiedź nieporozumieniem. - Polska i Hiszpania okazały się otwarte na rozważenie innych możliwości niż Nicea, która daje im duże przywileje - oświadczył w przerwie dwustronnych spotkań, które odbywa z innymi przywódcami w celu uzgodnienia przyszłej unijnej konstytucji. Przewodniczący UE apelował jednak, by nie obarczać odpowiedzialnością za ewentualny brak porozumienia wyłącznie tym krajom, ponieważ różnym kompromisowym rozwiązaniom sprzeciwiają się także inne kraje. Dyplomaci unijni twierdzą, że miał przede wszystkim na myśli kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, który obstaje przy przejściu w 2009 roku na nowy system głosowania w Radzie UE, dający znaczną przewagę jego krajowi. - Nie chciałbym, by próbowano zrzucać odpowiedzialność za brak porozumienia wyłącznie na Polskę i Hiszpanię. Te dwa kraje mają prawomocne interesy, których bronią, jak robiłby to każdy na ich miejscu - oświadczył premier Włoch. Rzecznik rządu Marcin Kaszuba poinformował, że polska delegacja jeszcze dzisiaj wraca do Warszawy, gdzie odbędzie się posiedzenie rządu oraz najprawdopodobniej spotkanie premiera z prezydentem. Powiedział, że "dyskusja będzie kontynuowana w czasie przewodnictwa Irlandii" w UE, które przypadnie na pierwsza połowę 2004 roku. Ale już teraz Polska "zgadza się na wszystkie propozycje poza tą jedną", dotyczącą zmiany trybu głosowania. Jacques Chirac i Tony Blair podkreślali, że fiasko w sprawie konstytucji nie oznacza, że Unia Europejska znalazła się w kryzysie. - Mamy działające instytucje, forsujemy poszerzenie, które nastąpi 1 maja (2004). Nie ma mowy o żadnym dramacie ani o kryzysie przez duże K - powiedział Chirac na konferencji prasowej po załamaniu się rozmów w sprawie unijnej konstytucji. Tony Blair wyraził opinię, że różnice nie do pokonania w sprawie siły głosu poszczególnych członków w poszerzonej UE są "absolutnie zrozumiałe". Podkreślił, że błędem byłoby "traktować to w apokaliptycznych kategoriach", i wyraził przekonanie, że ostatecznie problem zostanie rozwiązany. Wieczorem - po powrocie polskiej delegacji z unijnego szczytu w Brukseli - zebrał się rząd. Premier miał poinformować ministrów o przebiegu szczytu. Po obradach rządu oczekiwane jest - w Belwederze - spotkanie premiera z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Po tym spotkaniu premier ma wrócić do szpitala MSWiA. A miało być inaczej... - Dzisiaj jest ważny dzień. Mam nadzieję, że spotkanie zakończy się sukcesem - oświadczył dzisiaj Miller po angielsku do kamer telewizyjnych ustawionych przed wejściem do gmachu Rady UE w Brukseli, gdzie odbywa się szczyt. Premier Leszek Miller rozmawiał o 10.30 z kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem. Prezydent Francji Jacques Chirac spotkał się w cztery oczy z premierem Hiszpanii Jose Marią Aznarem. Do rozmowy doszło z inicjatywy francuskiego prezydenta. Tymczasem dyplomaci włoscy twierdzili, że żaden z wariantów kompromisu w sprawie systemu głosowania w Radzie UE nie uzyskał dotychczas poparcia zdecydowanej większości państw. Po licznych rozmowach dwustronnych przeprowadzonych w nocy z innymi przywódcami premier Berlusconi skłaniał się do tego, żeby doprowadzić do kompromisu co do pozostałych zapisów przyszłej unijnej konstytucji i przekazać negocjacje nad systemem głosowania w Radzie UE następnemu przewodniczącemu Unii - Irlandii. Kraj ten przejmuje przewodnictwo 1 stycznia 2004. Agencja Reutera pisała, iż w toku wieczornego spotkania z kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem, Berlusconi miał zaproponować mu utrzymanie ustaleń z Nicei przy jednoczesnym zwiększeniu przypadających na Niemcy głosów z 29 do 33 lub 34 głosów. Polska i Hiszpania nadal miałyby mieć po 27 głosów. Informacji Reutera nie potwierdzają oficjalne źródła. Według Reutera, Schroeder odrzucił taką propozycję premiera Włoch, nie zgadzając się także na odłożenie decyzji w sprawie unijnej konstytucji. Jak pisze Reuter, sprawiał jednak wrażenie, iż mógłby "elastyczniej" podejść do kwestii progu 60-procent ludności UE przy podejmowaniu kluczowych decyzji w Unii.