Z sondażu wynika, iż przeciwko zaaprobowaniu Traktatu w drugim referendum wyznaczonym na 2 października opowiedziało się 25 proc. ankietowanych, a 23 proc. stanowią niezdecydowani. Tymczasem, jak wynika z analiz, UE nie ma już "planu B" na wypadek odrzucenia Traktatu z Lizbony przez Irlandczyków. Ani renegocjacje traktatu, ani trzecie referendum w Irlandii nie wchodzą w grę - zapewniają politycy i eksperci. Dlatego najbardziej realistyczne są pomysły na pogłębienie integracji europejskiej w ograniczonym składzie tych państw, które chcą iść dalej, ale ich realizacja będzie trudna. Jednak najbardziej "drastyczne konsekwencje", spotkają samą Irlandię, którą wykluczy się z głównego nurtu europejskiej integracji, podczas gdy kryzys finansowy udowodnił, jak bardzo Irlandia potrzebuje solidarności europejskiej. - To do Irlandczyków należy podjęcie decyzji. Jeśli powiedzą "nie", będziemy musieli kontynuować życie z Traktatem z Nicei - mówił kilka dni temu, pytany na konferencji prasowej premier kierującej obecnie Unią Szwecji Fredrik Reinfeldt. Co gorsza także w nieformalnych rozmowach, szwedzcy dyplomaci rozkładają ręce i przyznają: "nie ma planu B". Podobnie Hiszpania, która przejmie po Szwedach rotacyjne przewodnictwo w UE 1 stycznia, zapowiedziała w poniedziałek ustami szefa swej dyplomacji Miguela Angela Moratinosa, że "planu B nie ma". Od 2002 roku, kiedy powołano Konwent przygotowujący projekt eurokonstytucji UE próbuje zreformować swe instytucje i obecne traktaty, by pogłębić integrację europejską w warunkach coraz liczniejszej Wspólnoty. Po kolejnych wieloletnich negocjacjach i renegocjacjach w wyniku porażek kolejnych referendów (najpierw w 2005 roku eurokonstytucji we Francji i Holandii, potem w 2008 roku Traktatu z Lizbony w Irlandii), wydaje się, że obecnie nie ma entuzjazmu, by w przypadku kolejnego "nie" 2 października w Irlandii natychmiast rozpocząć nowe rozmowy. - Jeśli nie uda się tym razem, to będziemy musieli żyć z Traktatem z Nicei przez najbliższe kilka lat. Da się żyć z Niceą, ale naprawdę lepiej, by Traktat z Lizbony wszedł w życie. Po pierwsze usprawnia Unię, a po drugie pozwoli na zajęcie się wreszcie konkretnymi rzeczami. Inaczej reforma instytucjonalna będzie ciągle powracała - powiedział eurodeputowany PO Rafał Trzaskowski, który zasiada w zajmującej się kwestiami instytucjonalnymi komisji ds. konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego. Pytania o "plan B" pojawiły się wraz z ogłoszeniem ostatnich wyników sondaży w Irlandii, które wskazują na malejące poparcie dla Traktatu z Lizbony. Zwolenników wciąż jest więcej niż przeciwników ale wzrosła znacząco liczba niezdecydowanych. - Czyli mamy do czynienia z podobnymi tendencjami jak rok temu - ostrzega profesor ds. europejskich Xavier Delcourt z Uniwersytetu Roberta Schumana w Strasburgu. Zwolennicy Traktatu mieli nieznaczną przewagę, ale tuż przed głosowaniem wzrosła liczba niezdecydowanych, którzy ostatecznie zaważyli na odrzuceniu traktatu. Przeciwko w czerwcowym referendum głosowało 53,4 proc. Irlandczyków. Z kolei komentator "Agence Europe" Ferdinando Ricardi przekonuje, że te sondaże są bardzo korzystnym "ostrzeżeniem", gdyż zbyt duża pewność co do pozytywnego wyniku referendum, jaka zapanowała, osłabia motywację tych Irlandczyków, którzy są przekonani, że ich kraj powinien pozostać silnie i definitywnie zakotwiczony w Unii Europejskiej. - Na kilka dni przed referendum, obywatele Irlandii powinni być jasno poinformowani, że dalsze renegocjacje i wyjaśnienia do Traktatu nie będą już możliwe - apeluje Ricardi. - UE nie posiada żadnych form zastępczych i jeśli Traktat z Lizbony zostanie uśmiercony, wówczas bez wątpienia kilka krajów rozpocznie tworzyć formę "twardego jądra", a inne kraje pozostaną na marginesie - dodaje. Oczywiście Irlandia po odrzucenie Traktatu z Lizbony znalazłaby się w gronie tych drugich. Tymczasem kryzys finansowy kolejny raz udowodnił jej obywatelom, jak ważna jest dla Irlandii solidarność europejska. Tymczasem, sam Traktat z Lizbony przepisuje za eurokonstytucją możliwość wyjścia z UE i zakłada, że w przypadku ratyfikacji dokumentu przez cztery piąte krajów członkowskich przywódcy zdecydują co dalej. Bez Francji UE nie mogła sobie pozwolić na dalsze marzenia o eurokonstytucji i dlatego wynegocjowano Traktat z Lizbony, natomiast bez Irlandii nie jest to już niemożliwe. Po pierwszym nieudanym referendum Irlandczycy otrzymali gwarancje prawne (dotyczące m.in. kwestii podatkowych i neutralności kraju), które jednak nie zmieniły samego dokumentu. Możliwość wykluczenia Irlandii z UE lub przynajmniej z jej głównego nurtu w konsekwencji odrzucenia Traktatu z Lizbony podnoszą sami irlandzcy eurodeputowani. - Jeśli powiemy "nie", to oznacza, że nie chcemy tej samej Europy co pozostałe 26 krajów. Ryzykujemy, że staniemy się na wpół odłączeni od Europy razem z Wielką Brytanią. To zamknęłoby nas jako wyspę za inną wyspą na obrzeżach UE i miałoby drastyczne konsekwencje - powiedziała na konferencji prasowej w środę eurodeputowana Marian Harkin. Ta groźba marginalizacji - zauważył prof. Delcourt - dotyczy też innych krajów, które nie zakończyły procesu ratyfikacji Traktatu. - Dlatego tak ważne jest co zrobią na drugi dzień prezydenci Czech i Polski, nawet jeśli Irlandia odrzuci Traktat. Niepodpisanie ratyfikacji może postawić Polskę i Czechy w tej samej pozycji co Irlandię - zauważył Delcourt. Francuski ekspert zakłada, że Niemcy z powodzeniem zakończą trwający proces zmiany dostosowania krajowego prawa do wymagań Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe.